Kolarze mieli do przejechania 30 km, w tym ostatnie dwa kilometry w maskach przeciwgazowych. Przez miasto zawodnicy przejechali ulicami: Kilińskiego, Mickiewicza, Starojańską (Świętojańską) do "Rozkoszy" w Zwierzyńcu, zaś w drodze powrotnej szosą do Zielonej przez Pieczarki i ulicą Piasta do mety przy ulicy Kilińskiego.
Kolarze przemykali wśród lasów i pól, wyboistymi i kamienistymi dróżkami, a również niektórym ulicom białostockim daleko było do miana komfortowych lub choćby wygodnych.
"Na trasie policja ustawiła posterunki na skrzyżowaniach, a opiekę lekarską zapewniały karetki Polskiego Czerwonego Krzyża i żydowskiego Stowarzyszenia "Linas Hacedek". Wielkie zadowolenie stało się udziałem białostoczan."
Organizatorem wyścigów było Towarzystwo Gimnastyczne "Sokół", a puchar ufundowała Liga Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej (LOPP).
"Dużą atrakcją dla publiczności była tzw. "strefa zagazowana", upozorowana świecami dymnymi, którą drużyny kolarskie musiały przebiec w maskach przeciwgazowych". Również w maskach zawodnicy przedefilowali przed startem ulicami: Sienkiewicza, Pierackiego (Warszawska), Kilińskiego do Rynku Kościuszki.
Wszyscy startowali w mundurach wojskowych i na wojskowych rowerach marki "Łucznik". Tu godzi się przypomnieć, że w wojsku polskim istniały pododdziały kolarzy, z nich najwięcej wiemy o szwadronach przy Podlaskiej i Suwalskiej Brygadzie Kawalerii. Rowery były przystosowane do przewożenia pełnego wyposażenia żołnierskiego, a karabiny można było opierać na kierownicach. Ze służbowych rowerów korzystali także policjanci, że o listonoszach nie wspomnę. Obecność masek przeciwgazowych potwierdzają taśmy od toreb przechodzące przez pierś i pod lewą pachą.
Rowery - jak widać - łączyły nacje, stany i zawody, bo kto był modern (nowoczesny) siadał na rower.
Adam Czesław Dobroński