Okazały, trzypiętrowy budynek mieścił się przy ul. Żydowskiej 2, na rogu ulicy i Sienkiewicza, mniej więcej w tym samym miejscu, gdzie dziś mieści się przystanek autobusowy i bar Słoneczny. Właściciel, Samuel Fejgin, na dole wynajmował pomieszczenia na sklepy (można było tam kupić tytoń i materiały piśmienne oraz buty), górę przeznaczył na część hotelową.
Był to jednak budynek dość pechowy, działy się w nim sceny dramatyczne. W 1923 roku pewna para zakochanych (co ciekawe spoza Białegostoku) postanowiła popełnić tam samobójstwo.
W pokoju nr 7 wachmistrz Stanisław Podsiadło (z Kieleckiego) najpierw zastrzelił swą narzeczoną Eugenię Truskolawską (warszawiankę), a potem zastrzelił się sam. Nieszczęsna para nie mogła wziąć ślubu, bo na przeszkodzie stał ojciec dziewczyny. Jak donosiły gazety, gdy do pokoju wpadł portier: "Na łóżku leżała nieznana kobieta ubrana w żakiet, na ziemi leżał wachmistrz. Na poduszkach i na ziemi spływała strugami krew. Rewolwer leżał na poduszce. Podsiadło i nieznana kobieta dogorywali".
I nie był to jedyny przypadek, gdy samobójcy odbierali sobie życie w Wiktorii.
Jak czytamy w książce "Lata dwudzieste, lata trzydzieste" Adama Dobrońskiego i Jolanty Szczygieł-Rogowskiej, hotel miał kiepską sławę jeszcze z innego powodu.
Pokoje często bywały zajęte przez wesołe córy Koryntu i ich klientów. Nawet dziennikarze postulowali, by ów proceder ukrócić.
I rzeczywiście, koniec końców - właściciel został ukarany przez władze miejskie "za wprowadzanie kobiet do hotelu w celach uprawiania nierządu".
fot. www.bialystok.miejscazhistoria.pl