piątek, 30 marca 2018

Przy świątecznym stole nikt sobie nie żałował

 

Białostoczanin mierzył swoją miłość do Boga również miarą tego, ile potrafił zjeść na Święta. Gdyby dobry Bóg po tym sądził sługi swoje, wszyscy święci pańscy pochodziliby z Białegostoku i okolic. O wielkich przygotowaniach do Wielkanocy przed wojną - rozmawiamy z Andrzejem Fiedorukiem, autorem książki „Historia podlaskich smaków”.

Białostoczanie nie musieli zaglądać do kalendarza, żeby poczuć zbliżające się święta Wielkiej Nocy. Całe miasto ogarniał szał porządków. Wynoszono na podwórza meble, pościel i co tam jeszcze dało się wyprać, wytrzepać i wywietrzyć. Wszędzie unosiły się opary mydlin i benzyny. W mieszkańców wstępował nowy duch, duch czystości. Według prześmiewczego redaktora Echa Białostockiego z 1935 r. ten duch szczególnie oddziaływał na „nadobne garnkotłuki”. Cały rok taka dziewucha jest ospała i niemrawa, ale w Wielkim Tygodniu dostaje ataku szału, zmyje okna, podłogi, nawet siebie. Ponieważ w międzyczasie chodzi na rekolekcje i pełna jest nabożnych wzruszeń, więc czasem tak westchnie z głębin przepaścistych piersi, że gdzieniegdzie tynk odlatuje od powały.

Miasto też się zmieniało na ten czas, prawda?

Świąteczny akcent pojawiał się na Rynku Kościuszki, który oplatano zielonym widłakiem, a stragany przy Ratuszu przyozdabiano bukszpanem. Ratusz otoczony ze wszech stron okazałymi wyrobami przemysłu ludowego, obstawiony jest wprost przedświąteczną tandetą - wytykali dziennikarze. Tam też odbywają się w lwiej części świąteczne transakcje. Pewnie z takiej też transakcji, jak donosiła ówczesna prasa, wracała tęga jegomościni, z wrzaskliwym prosiakiem na ręku. Gdzieś tak pod koniec ulicy Piłsudskiego (Lipowa), obiekt przyszłych wielkanocnych smakowitości, postanowił poszukać ciekawszych perspektyw. Zgrabnie wywinął się gosposi z rąk, z radosnym kwikiem wylądował na chodniku, po czym uradowany niespodziewaną wolnością popędził przed siebie. Wydarzenie to stało się pewnie przyczynkiem do organizowania wszelakich biegów miejskich, bowiem: „Oszołomiona wypadkiem niewiasta, zorientowawszy się w sytuacji, podwinęła utensylia niewieściego stroju i nuże gonić uciekiniera. W ślad za nią popędzili przygodni stateczni ichmościowie i młódź. Prosiak tymczasem z dzikim piskiem triumfu, uciekał dalej. Nie wiadomo, jak długo zawody by trwały, gdyby nie to, że mały kandydat na wielką świnię zatrzymał się ze strachu przed przeciwległą stroną jezdni. Z tą chwilą życzliwi go złapali i oddali zrozpaczonej stratą jejmości, która złapawszy teraz świnkę, wpół zażenowana odeszła do domu. Z tego sentencja jest taka, że niebezpiecznie jest kupować prosięta z temperamentem. A nuż uciekną ze świątecznego stołu?

Okres przygotowań wykorzystywali po swojemu nieuczciwi obywatele. Pośpiech, nieuwaga to dla nich była znakomita okazja?

Złodzieje uderzali w akordy przedświątecznej uwertury ochoczo. I tak tydzień przed niedzielą wielkanocną wracającej do swojego majątku w Czarlinie księżnej Marii Lubomirskiej, w pociągu pod Białymstokiem rąbnięto walizkę. Za zwrot walizki oszacowanej na 750 zł księżna wyznaczyła nagrodę w wysokości 100 zł. Widać złodziej nie był wyznania chrześcijańskiego, bo walizka przepadła jak kamfora. A trzeba przyznać, że stówka to był łakomy kąsek, gdyż pół litra nowo wprowadzonej do sprzedaży wódki wzmocnionej o mocy 55 proc. kosztowało 2,55 zł. Co tam dla księżnej walizka z ciuchami, których miała pełne szafy? Gorzej było jak z podwórza lub komórki znikał tuczony prosiaczek czy indyk. Kradzieże drobiu były przed wszelakimi świętami nagminne. W chudych latach międzywojennych z braku zaopatrzenia i drożyzny kradli nawet rzeźnicy. A jak ktoś miał daleko do kościoła na rezurekcję? No to z pastwiska ginął konik.

No a handel? Jak wyglądał handel w Wielkim Tygodniu?

W wielkim tygodniu handlowano do 9 wieczorem, a w Wielką Sobotę wszystkie sklepy czynne były od 1 do 6 po południu. Uruchomiono także dodatkowe pociągi na trasie Warszawa - Białystok - Wilno. Zaś poczta pracowała i w niedzielę. „Ważną jest kwestia korespondencji z życzeniami świątecznymi. Należy pamiętać, że za opłatą 5 gr. można przesyłać życzenia wyrażone najwyżej w 5 słowach, lub 5 ogólnie przyjętych literach, przyczem podpisu i daty nie wlicza się. Wszystkie naddatki będą obciążone dodatkową opłatą” - zachęcała poczta. Przedświątecznej gorączki nie przespali handlowcy, którzy natychmiast podnieśli ceny pomarańczy o 10 proc. i tak hiszpańskie kosztowały 1,60 zł za kg. Za kilogram masła trzeba było płacić 2,50, za ser biały (twaróg) 50 gr, a za jajka, oczywiście para, jedyne 10 gr.

Zacierali ręce sprzedawcy alkoholi. Renomowane składy, taki jak Lifszyca, pękały w szwach, dla mniej zamożnych oferowano wyborne wino rodzynkowe z dostawą loco domo. Rozmaici wytwórcy rodzynkowej lury wysyłali po domach swoich agentów, oferując nabycie wina po dogodnych warunkach. Można było u niektórych przedstawicieli kupić wino na miejscu z rozwożonych na furach beczułek. Natomiast na przedmieściach wyciągano kotły, konwie i skręcano miedziane rurki. Jednak najczęściej fałszowaną wódką sprzedawano w knajpach i w tzw. potajemkach był rozrabiany z wodą spirytus, sprzedawany spod fartuszka. W 1935 roku, jak czytamy, kupcy monopolowi zaopatrzyli się w dużą ilość pejsachówki, bowiem 17 kwietnia rozpoczynały się w Białymstoku żydowskie święta Pesach.

Kulminacyjnym momentem tej przedświątecznej krzątaniny były kulinaria. I to w ogromnych ilościach.

Tak. Pieczono niezliczone ilości bab i mazurków. Kotły, w których wcześniej prano i gotowano bieliznę, przeistaczały się w sprzęt gastronomiczny. Ładowano w nie uprzednio zapeklowane, lub też podwędzone ogromne szynki z kością, które godzinami pykały sobie na wolnym ogniu, doprowadzając wygłodzonych postem łakomczuchów, na skraj desperacji. Cóż, białostoczanin zawsze mierzył niezmierną swoją miłość do Boga miarą tego, ile potrafił zjeść. Gdyby dobry Bóg po tym sądził sługi swoje, wszyscy święci pańscy pochodziliby z Białegostoku i okolic. Czyni się więc na Wielkanoc wielką rzeź i we dwa dni przeje cały miesiąc, i przepije dwa. Giną niezliczone ilości jaj, umierają nagłą śmiercią ledwie urodzone prosięta, stare giną z rozpaczy po młodych i jajko sobie w paszczę chwyciwszy, zmrużonymi oczyma patrzą, jak je naśladuje człowiek, w którego wstąpił błogosławiony duch monopolu.

Alicja Zielińska

Św.Rocha 17 Od Dłużniewskich do Jenszów

 
   Dom wzniesiono ok. 1929/1930 w stylu dworkowym. Posesję pod nr 11 wydzielono w 1929 r. z majątku Szumskich. Dzieje tego budynku związane są z Edmundem Zdrójkowskim.
  Był on początkowo pracownikiem fabryki Antoniego Wieczorka, gdzie zajmował się buchalterią. W okresie międzywojennym był członkiem Zarządu Chrześcijańskiego Zrzeszenia Kupców i zaczął działać na własny rachunek.
  W 1931 r., już mieszkając we własnym domu przy ul. św. Rocha 11 (wcześniej mieszkał przy ul. Artyleryjskiej 5), wraz z kilkoma przedsiębiorcami założył firmę „Komizap”, zajmującą się komisową sprzedażą zapałek Spółki Akcyjnej do Eksploatacji Państwowego Monopolu Zapałczanego w Polsce. Dom przetrwał wojnę  i niedawno trafił do gminnej ewidencji zabytków, ale mimo to jego los nadal nie jest pewny.
    Dawniej obszar ten podzielony był na trzy posesje. Pierwsza posesja, licząc od działki rodziny Szumskich, była niezabudowana. Kolejna pod nr 13 stanowiła własność rodziny Dłużniewskich: Roberta i jego małżonki Bronisławy z Gąseckich, którzy mieszkali w drewnianym parterowym domu. Warto ten fakt podkreślić. Rodzina Gąseckich wywodziła się z Płocka. Bronisława miała dwóch starszych braci: Adama i Ignacego oraz młodszą siostrę, z którą mieszkała w Białymstoku.
  Natomiast Adam pracował jako aptekarz w Płocku, tam też w Izbie Skarbowej zatrudniony był Ignacy. Prowizor Adam Gąsecki bywał w Białymstoku, gdzie chociażby w 1887 r. uczestniczył w pracach przy budowie Cmentarza Farnego. Ignacy Gąsecki, żonaty z Pauliną Mahnke, miał trójkę dzieci, w tym synów-bliźniaków: Rajmunda i Adolfa.
  Urodzony w 1868 r. Adolf Gąsecki to postać bardzo dobrze znana w kraju i na świecie. Poszedł bowiem w ślady swego stryja i został farmaceutą. Na początku XX w. wynalazł recepturę leku przeciwbólowego MigrenoNervosin (tzw. proszków z kogutkiem), który do II wojny produkował w Mokotowskiej Fabryce Chemiczno-Farmaceutycznej „Adolf Gąsecki i Synowie”, a prosperujący zakład został zniszczony w czasie wojny.
  Trzecia posesja, przyporządkowana do ul. św. Rocha 15, należała do rodziny Borysiewiczów. Borysiewiczowie wywodzili się z wsi Białostoczek i mieli przy ul. św. Rocha grunta, które z czasem weszły w granice miasta.   Pierwszymi uchwytnymi w źródłach właścicielami tej posesji był Jakub Borysiewicz, po którym odziedziczył ją jego syn również Jakub. W 1856 r. ożenił się on z Teofilą Hejman. Spis wiernych białostockiej parafii z 1869 r. odnotowuje stojący w tym miejscu dom rodziny Hejmanów, w którym mieszkała matka Teofili, Rozalia, oraz Jakub i Teofila Borysiewiczowie.
  W kolejnych latach doczekali się sporej gromadki dzieci: Rozalii (1858), Augustyny (1860), Wincentego (1863), Julianny (1870), Marii (1872), Jakuba (1875), Marii (1878), Bronisławy (1881) i Weroniki (1884), która zginęła tragicznie w wypadku kolejowym w 1902 r.
  Borysiewiczowie w miejscu starego domu pod koniec XIX w. wznieśli murowaną piętrową kamienicę, która po 1919 r. przyporządkowana zos tała do ul. Sukiennej 1. Z czasem majątek ten uległ podziałowi na kilka mniejszych posesji, z których ta przy ul. św. Rocha 15 przypadła Bronisławie Borysiewicz.
  W 1930 r. wydzierżawiła ona front posesji od strony ul. św. Rocha Srolowi Treszczańskiemu, który postawił w tym miejscu kiosk. Natomiast położona w głębi działka, na której stała kamienica przy ul. Sukiennej 1, przeszła na własność Antoniego Wiszowatego, męża Marii Borysiewicz. Stan ten utrzymał się do II wojny światowej. Maria Wiszowata zmarła stosunkowo młodo w 1932 r., natomiast Antoni w 1947 r. Na Cmentarzu Farnym znajduje się ich rodzinny grobowiec.
  Ulica Sukienna istniała już pod koniec XIX w. jako zaułek, któremu z czasem nadano nazwę ul. Wieczorkowskiej. Łączyła ul. św. Rocha z ulicami Zamiejską i Stołecką, przemianowane po 1919 r. na ul. Sosnową i Stołeczną. Specyficzna nazwa wynikała z faktu, że ulica ta prowadziła do fabryki Wojciecha Wieczorka, która znajdowała się przy ul. Sosnowej (jej budynki częściowo zachowały się do dzisiaj). Dopiero w 1919 r. nadano jej utrzymaną do dziś nazwę ul. Sukiennej. Za  ul. Sukienną znajdują się dwie posesje przyporządkowane do nr 17. Z dawnej zabudowy tej nieruchomości przetrwał tylko murowany piętrowy dom pod nr 17B, natomiast dostawiony do niego od strony ul. Sukiennej parterowy budynek został kilka lat temu rozebrany.
  Posesja pod nr 17 także początkowo należała do gospodarza ze wsi Białostoczek – Mikołaja Korbuta. Jego córka, Anna, wyszła w 1871 r. za pruskiego poddanego Antoniego Jensza (Ensza). W 1880 r. ojciec podarował córce i zięciowi plac w Białymstoku przy ul. św. Rocha, na którym małżonkowie zbudowali dom i w nim zamieszkali. Spis parafian z 1891 r. odnotowuje dom Jensza zamieszkały przez Antoniego i Annę z dziećmi:  Mikołajem, Janem, Józefem i Aleksandrem. W latach 90. XIX w. Jenszowie zaciągnęli pożyczkę pod zastaw swojego majątku, którą z pewnością spożytkowali na budowę nowego domu, być może zachowanego do dziś piętrowego budynku. W okresie międzywojennym posesja przy ul. św. Rocha 17 należała do potomków Antoniego i Anny.

Wiesław Wróbel 

czwartek, 29 marca 2018

Bujanie w obłokach

 

   W 1926 roku kiedy to w czerwcu wojewoda białostocki Marian Rembowski i działacze Ligi Obrony Przeciwlotniczej i Przeciwgazowej, wśród których był późniejszy prezydent Białegostoku płk Michał Ostrowski, podjęli decyzję o budowie lotniska z prawdziwego zdarzenia.
  Sprawy szły w dobrym kierunku, bo już w kwietniu 1927 roku, do Białegostoku przyjechała komisja lotnicza, aby wskazać najkorzystniejszą lokalizację. Wybrano łąki podmiejskiej wsi Krywlany. Jednocześnie prowadzona była szeroko zakrojona akcja propagandowa.
  W 1927 roku zaczął ukazywać się miesięcznik Wiadomości Lotnicze. W 1930 roku podano informację, że już na wiosnę następnego roku miasto będzie miało „stację lotniczą”. Właśnie planowano uruchomienie linii pasażerskiej Ryga-Wilno-Warszawa. Białystok ze swoim przyszłym lotniskiem był dogodnym punktem na tankowanie paliwa. Ustalono więc, że gdy tylko zima z 1930 na 31 się skończy, to ruszą prace w majątku Dojlidy, gdzie planowano ulokować „stację”.
  Ogólny kryzys gospodarczy opóźnił jednak realizację tego ambitnego planu. Ucierpiały też z tego powodu loty do Rygi, które przełożono na lato 1931 roku. W tej sprawie trwały natomiast permanentne „konferencje polsko-łotewskie”. Ale Białystok, nie bacząc na ogólny marazm i gadulstwo, szykował się. Nawet ogłoszono, że „przy pracach nad urządzeniem lotniska winni znaleźć zajęcie liczni bezrobotni z Białegostoku”.
  W trakcie tych gabinetowych przymiarek do lotniska wydarzyła się w Białymstoku rzecz niezwykła. Oto 5 marca 1931 roku około godziny 14 nad Bojarami pojawił się samolot R XIV Lublin.
  Był to samolot szkolno-treningowy. Maszyna ku przerażeniu mieszkańców leciała coraz niżej, aż wreszcie niemalże ocierając się o dachy domów przy ulicy Piasta wylądowała na polu przylegającym do zabudowań. Kto żyw ruszył pędem w tym kierunku. Okazało się, że samolot szczęśliwie wylądował, a przyczyną przymusowego lądowania był brak paliwa.
  Za sterami tego niewielkiego samolotu siedział jeden z najlepszych polskich pilotów Władysław Szulczewski, który był fabrycznym oblatywaczem nowych konstrukcji. Towarzyszył mu mechanik Stanisław Pogorzelski. Szybko zorganizowano dostawę paliwa i ku wielkiej radości zgromadzonych samolot wystartował.
  Można przypuszczać, że dziękując gościnnym białostoczanom pilot na pożegnanie pomachał samolotowymi skrzydłami i tyle go widziano. Rok po tym wydarzeniu 29 kwietnia 1932 roku został podpisany akt notarialny dotyczący budowy lotniska. Stanęli do niego właściciel Dojlid Janusz Rafał Lubomirski i reprezentujący skarb państwa wojewoda białostocki Marian Zyndram Kościałkowski.
  W mieście zaczęto organizować zbiórki pieniężne na budowę. Wiadomość, że ruszy ona wreszcie przyjęta została entuzjastycznie. Pierwszy z pomocą pospieszył Mikołaj Kawelin, który ze swojego tartaku podarował deski na wzniesienie hangarów. Ich budowę wsparła też w 1936 roku gwiazda kabaretów warszawskich - Loda Halama, która bawiła białostoczan w sali kina „Świat” (obecnie Ton) przeznaczając swoją gażę na ten cel.
  Niestety nikt już nie wspominał o lotach pasażerskich Warszawa - Ryga. Tymczasem Liga Obrony Przeciwlotniczej i Przeciwgazowej po raz kolejny rozpaliła wyobraźnię białostoczan. W 1933 roku zorganizowała koło szybowcowe i rozpoczęła zapisy chętnych. Kolejnym szlagierem Ligi była skocznia spadochronowa w Zwierzyńcu.
  Wkrótce jednak wszystkie te plany i marzenia zniweczył wybuch wojny. Na Krywlanach zainstalowali się Swieci. W zimie 1941 roku rozegrała się nawet niezwykła potyczka lotnicza pomiędzy sojuszniczymi lotnikami. Wspominał o niej naoczny świadek Ryszard Wróbel w książce „Naprzeciw burzom i chmurom” M. Nikiciuka i J. Puśko.
  Oto ta relacja. „W latach 1940-41 lądował dwa razy dziennie na Krywlanach niemiecki dwusilnikowy samolot kurierski lub transportowy. […] Pewnego zimowego dnia 1941 roku pojawił się nad Białymstokiem inny niemiecki samolot, z jednym silnikiem. Para sowieckich „ŁaGG-ów” usiłowała zmusić intruza do lądowania na lotnisku. Niemiec nie reagował. Padły serie z broni pokładowej. Samolot niemiecki odpowiedział ogniem. Jeden z sowieckich samolotów spadł w pobliżu wsi Oliszki k. Barszczewa - pilot zginął. Z Krywlan startuje 10 samolotów myśliwskich w pogoni za Niemcem. Samolot niemiecki jest uszkodzony, obniża lot i ląduje szczęśliwie na śniegu pomiędzy wioskami Porosły - Łyski. Jeden z myśliwców sowieckich odnajduje niemieckiego „przyjaciela” i krąży nad nim strzelając rakiety sygnałowe. […] Od strony szosy warszawskiej nadbiegają z bronią gotową do strzału ruscy wojskowi. […] Niemcy ustawieni przy śmigle samolotu w pozycji na baczność oddają honory wojskowe i witają się z Sowietami. Ktoś z przybyłych wojskowych jednemu z lotników usiłuje odpiąć pas. Niemiec energicznie reaguje - waląc Sowieta po łapach. Niemieccy piloci sami zdejmują pasy z bronią i oddają dobrowolnie Sowietom. Nazajutrz prasa sowiecka opublikowała zdjęcia z awaryjnego lądowania niemieckich lotników komentując całe wydarzenie w tonie przyjacielskiej wizyty”.
  Już wkrótce jednak Niemcy mieli zainstalować się na Krywlanach. To oni budują hangary, betonowy pas startowy i całą niezbędną infrastrukturę. Wycofując się w lipcu 1944 wysadzają większość budynków.
  Po zakończeniu wojny Białystok był zrujnowanym miastem. Jednak ku zaskoczeniu wszystkich marzenia o pasażerskich lotach z Białegostoku ziściły się już w 1945 roku. Wychodząca w mieście gazeta Jedność Narodowa informowała, że „w dniu 22 kwietnia o godzinie 11.50 nastąpiło otwarcie Polskich Linii Lotniczych LOT w Białymstoku. Na uroczystość otwarcia przybyli z Warszawy samolotem pasażerskim typu Douglas, Minister Poczt i Telegrafów Kapeliński, wiceminister Komunikacji Olewiński oraz Dyrektor linii lotniczych Zieliński wraz z personelem. Ponadto wziął w uroczystości otwarcia udział płk sztabu wojsk sowieckich płk Worszennikow. Przedstawiciele władz zabawili w Białymstoku godzinę poczem odlecieli do Warszawy”.
  Od 30 kwietnia 1945 roku loty na trasie Warszawa - Białystok - Warszawa dostępne były „dla ludności cywilnej”. Uwaga była jedna: „korzystać z niej będą mogli wszyscy oddelegowani służbowo, a w miarę wolnych miejsc i inni”. Bilety sprzedawane były na poczcie. Samoloty startowały z Krywlan o godzinie 12.50 i po 50 minutach były już w stolicy. Informowano też, że LOT przewozić będzie też „pocztę codzienną i czasopisma”. Niestety wkrótce loty pasażerskie do Warszawy zawieszono.

Andrzej Lechowski - dyrektor Muzeum Podlaskiego

środa, 28 marca 2018

Kino "Apollo"








Bandycki rok dziewiętnasty

 

   Polska odzyskała niepodległość. Ale ludziom nie żyło się wcale radośnie. Zniszczenia wojenne, administracyjny niedowład, drożyzna - to wszystko powodowało kiepskie nastroje. Do tego dochodziła jeszcze plaga bandytyzmu.
  W 1919 roku rabunki na białostockich ulicach, w sklepikach czy domach zdarzały się bardzo często. Były wręcz na porządku dziennym, a także nocnym.
  Oto na początku kwietnia, tuż przed zapadnięciem zmroku, do mieszkania fabrykanta Kryńskiego, przy ul. Nowy Świat, wtargnęło kilku uzbrojonych osobników. Wymachując pistoletami, postawili pod ścianą służącą i zaczęli szperać w szufladach, szafach i innych meblach znajdujących się w pokojach.
  Zdesperowana pomoc domowa, lękająca się bardziej swojej pani niż bandziorów, wyskoczyła na balkon i podniosła rwetes. Złoczyńcy rzucili się do ucieczki. Na ulicy próbował ich zatrzymać policjant, pełniący w pobliżu służbę. Doszło do strzelaniny. Stróż prawa i porządku został ranny lekko w głowę.
  W tym samym roku wiele identycznych napadów rabunkowych dokonywali mężczyźni ubrani w mundury wojskowe. Mogli być to rzeczywiście zdemoralizowani żołnierze albo dezerterzy z pobliskich garnizonów. Strój wojskowy był również często kamuflażem miejscowych opryszków. W mundurach bandyci czuli się szczególnie bezkarnie. Nawet policjanci mieli przed nimi respekt.
  Był letni, piątkowy wieczór, kiedy to do mieszkania Jana Gryniewskiego przy ul. Północnej 1 wtargnęło kilku bandytów przebranych w mundury. Na twarzach mieli maski a w rękach rewolwery. Kazali sobie oddać wszystkie pieniądze i inne cenności.
  Wystraszony mieszczuch czym prędzej opróżnił swoje schowki. Uzbierało się tego sporo - 15 tys. marek, 30 złotych dziesięciorublówek, 40 rubli w srebrze, złoty i srebrny zegarek na złotym łańcuszku. Po rabunku bandyci zagrozili wszystkim znajdującym się w mieszkaniu, żeby nie próbowali przez pół godziny wychodzić na zewnątrz, sami z kolei spokojnie wyszli.
  Nie zawsze jednak bandyckie akcje kończyły się takim, jak powyżej opisane, sukcesem. Niekiedy były też wpadki. Taka jak ta na przykład: 5 czerwca o godzinie drugiej po południu do mieszkania Feliksa Zielińskiego przy ul. Wasilkowskiej 51 wkroczyło z powagą dwóch osobników w żołnierskich uniformach, uzbrojonych w długie bagnety. Oznajmili od progu, że mają nakaz przeprowadzenia rewizji.
  Zieliński usiłował protestować. Bandyci zagrozili mu wówczas śmiercią, następnie zarekwirowali kwit na 4,5 tysiąca marek, 75 marek gotówką i dwie pary spodni. Okradziony białostoczanin nie darował jednak swojej straty. Wspólnie ze znajomym policjantem Wenderlichem wytropił kryjówkę rabusiów przy ul. Gogola 60. Zatrzymani zostali Bolesław Korolkiewicz i Grzegorz Jeszko. Przeprowadzona rewizja przyniosła jednak mizerny efekt. Odzyskano tylko jedną parę spodni.
  Szczególnie niebezpieczna banda rabusiów działała jesienią 1919 roku. 5 listopada wieczorem dokonała ona napadu na sklep Arona Lacha, mieszczący się przy ul. Angielskiej. Właściciel skromnego, kupieckiego interesu, który wzdragał się przed oddaniem dziennego utargu, został ciężko poraniony nożem.
  Następną ofiarą groźnej szajki stała się Marianna Kozłowska, a nieco później, przy ul. Mariapolskiej, Julian Turowski, gospodarz z majątku Rogowo. Za każdym razem w rękach bandytów znajdowały się sprężynowce, których nie wahali się używać.
  Podjęta przez policję natychmiastowa obława przyniosła niebywały skutek. W policyjnej sieci znaleźli się od dawna poszukiwani przestępcy: Stanisław Żmojda, Bolesław Wiśniewski, Bolesław Grygieniec, Aleksander Bidrycki, a zwłaszcza ich prowodyr Józef Kragiel, zwany przez kompanów Białym Józikiem.
  Pod koniec listopada wszyscy stanęli przed sądem doraźnym. Mogli spodziewać się nawet kary śmierci. Kilka dni wcześniej taka kara spotkała innego bandytę, Arteniusza Ochryniaka, dla którego sąd nie dopatrzył się żadnych okoliczności łagodzących.


Włodzimierz Jarmolik 

wtorek, 27 marca 2018

Czym trudnili się nasi sąsiedzi w 1932 r.


BIBLOTEKA MIEJSKA
-Aleksińska Helena. Sukienna 9

BIURO EWIDENCJI LUDNOŚCI
-Lankau Antonina. Stołeczna 49 -Przybyszewski Leopold. Sosnowa 64 -Sztorm Władysław. Młynowa 55

WYDZIAŁ FINANSOWO-PODATKOWY
-Gołębiewski Ryszard. Św.Rocha 5

REFERAT RACHUBY PODATKOWEJ
-Arcimowicz Wiktor.Sosnowa 82

BUCHALTERIA GŁÓWNA
-Kucharski Władysław. Św.Rocha 27

POBORCA PODATKOWY
-Wulf Aleksander. Św.Rocha 14 b

SEKWESTRATORZY
-Rewet Jakób. Św.Rocha23-Stołecki Wacław.Stołeczna 17 -Tapicer Zelig. Św.Rocha 5

SZPITAL ŻYDOWSKI
-Gierejkówna Konstancja. Grunwaldzka 33

SZPITAL ŚW.ŁAZARZA
-Oświemcińska Antonina. Św.Rocha 33 -Waszkiewicz Wanda. Św.Rocha 33

CHIGIENA SZKOLNA
-Dr.Białówna Irena. Św.Rocha 2

NADZÓR SANITARNY I POMOC LECZNICZA
-Bojko Bolesław. Grunwaldzka 52 -Filipowski Bolesław. Grunwaldzka 52

POBORCY TARGOWI
-Starosielc Władysław. Św.Rocha 6

STRAZ POŻARNA
-Piotrowski Piotr. Równoległa 13

RZEŹNIA MIEJSKA
-Harasimowicz Józef. Stołeczna 31

SĄD OKRĘGOWY
-Jan-Henryk Dąbrowski.Św.Rocha 16 -Edward Obidziński. Sosnowa 23 -Wincent Gorczyński. Sosnowa 80 - Konstanty Wodak. Św.Rocha 17 -Stefania Busłowska. Sosnowa 64

TŁUMACZE PRZYSIĘGLI
-Fejga Lewin. Krakowska 1

ADWOKACI
-Sławiński Wacław. Krakowska 1

IZBA SKARBOWA
-Żukowski Aleksander. Św.Rocha 19 -Matysiewicz Zygmunt. Stołeczna 43 -Bruszniewicz Wincent. Mohylewska 22
-Chodorowski Kazimierz. Angielska 18 -Dziengielewski Bronisław. Pokorna 12 -Drohomirecki Wilhelm. Grunwaldzka 34a
-Pabijan Piotr. Św.Rocha 27 -Jasińska Wanda. Św.Rocha 17 -Lubecki Artur. Stołeczna 29 -Szredziński Adam. Św.Rocha 4
-Niwiński Zykfryd. Grunwaldzka 47 -Massalski Gustaw. Sosnowa 86

URZĄD SKARBOWY NA POWIAT
-Tarnasiewicz Aleksander Św.Rocha 19 -Przygoda Bronisław. Stołeczna 31

BIURO KOMISJI ZIEMSKIEJ
-Maciejewski Henryk. Grunwaldzka 36 a -Kurewicz Wacław.  Grunwaldzka 40 -Bluhm-Kwiatkowski Marjan. Grunwaldzka 36
-Kopacz Aleksander. Grunwaldzka 36a -Toczydłowska Stanisława. Stołeczna 17a

REFERAT MELIORACJI
-Rafalski Zygmunt. Depowa 1

URZĄD POCZTOWO-TELEGRAFICZNY
-Cesulówna Stefania.Stołeczna 31 -Zienkiewicz Edward. Grunwaldzka 25 -Muchówna Helena. Stołeczna 89 -Ostaszewski Feliks. Stołeczna 17 c -Wiktorzakowa Tekla. Stołeczna 7 -Wiszowatówna Sabina. Sukienna 1 -Karczewska Jadwiga. Sosnowa 37 -Gierda Antoni. Stołeczna 14 -Grunwald Bolesław. Sosnowa 67 -Kazimierczak Tadeusz. Młynowa 86 -Wysocki Zenobiusz. Sosnowa 1 -Marchlik Bronisław. Grunwaldzka 55
-Gołębiowski Bolesław. Krakowska 1 -Szydłowski Piotr.Witebska 13 -Koseski Stanisław. Stołeczna 85 -Mitkiewicz -Żółtek Marja. Stołeczna 11 -Zielkiewiczowa Jadwiga. Grunwaldzka 25

POLSKIE KOLEJE PAŃSTWOWE
-Niemyjski Kazimierz. Stołeczna 17 -Ruszkowski Aleksander. Sosnowa 45 -Lankau Walerjan. Stołeczna 49 -Wygnanowski Marjan. Św.Rocha 8 -Litwińczak Zygmunt. Grunwaldzka 25 -Sławińska Leonarda. Grunwaldzka 37 -Sanderacki Zygmunt. Stołeczna 7 -Borowski Stanisław. Stołeczna 24 -Napiórkowski Władysław. Krakowska 7 -Linkiewicz Michał. Stołeczna 77
-Małecka Adela. Równoległa 13 -Zajkowski Michał. Angielskaa 16 -Bek Józef. Kielecka 16

GIMNAZJA i SZKOŁY
-Kurowska  Wiktoria. Stołeczna 17 a -Einhornowa F. Krakowska 1 -Seidler S. Św.Rocha 7 -Ludera Franciszka .Św.Rocha 9 -Schepper Rudolf. Sukienna 1
-Warmbrun Ruta. Św.Rocha 1 -Białówna Janina. Św.Rocha 1 -Zermanówna Anna. Św.Rocha 8 -Kononowiczówna Jadwiga. Św.rocha 5 -Schonbrun Mikołaj. Sosnowa 49 -Schonbrunnowa Paulina. Sosnowa 43 -Pat Rywka. Cieszyńska 4 -Kaplan B. Brukowa 26

LEKARZE
-Ginzburg K. Św.Rocha 1 -Goldberg S. Krakowska 5 -Kunda Aleksander. Św.Rocha 33

AKUSZERKI
-Gębicka-Gołowicz M.. Grunwaldzka 25 -Gilewska Br. Stołeczna 85 -Bogdanowicz W. Stołeczna 1-Fokke J. Grunwaldzka 47

JADŁODAJNIE
-Rybałowski M. Św.Rocha 35

KAMASZNICY
-Perelmuter L. Sosnowa 5

KAWIARNIE
-Muszyński P. Św.Rocha 19 -Parasol Pola. Św.Rocha 1

KOMISOWE 
-Pastor J. Św.Rocha 10

MLECZARNIE
-Kaplan Doba. Brukowa 1

MŁYNY
-Kacprowski A. Młynowa 64 -Oguszewicz G. Młynowa 64 -Ostryński. Sosnowa 21 -Wyłoga. Cieszyńska 4

OBUWIE
-Szapiro. Sosnowa 8
-Zabłudowska E. Sosnowa 1

OCET
-Pianki E. Kijowska 12
-Sokołowicz Ch. Sosnowa 5

OLEJARNIE
-Frydman. Orlańska 12
-Jonatanson N. Cieszyńska 2
-Szarf L. Sosnowa 1

PIECZYWO
-Prypsztejn M. Sosnowa 10 -Chilkin P. Sosnowa 22 -Dimocher. Odeska-Funke Bronisław. Brukowa 26 -Kantorowski J. Sosnowa 19 -Lach B. Angielska 6 -Niemkowski. Orlańska 6 -Peres. Sosnowa 9 -Punie H. Odeska 19 -Sataner. Sosnowa 31 -Spektor T. Krakowska 8 -Szostanowska. Sosnowa 26 -Weljan D. Brukowa 20 -Wolański M. Sosnowa 31 -Zeligzon F. Krakowska 19 -Barczak W. Grunwaldzka 47 -Fiszman. Sosnowa -Inede. Odeska 19 -Ignatowicz D. Sosnowa 31 -Krzewski J. Młynowa 68 -Mosakowska A. Grunwaldzka 47 -Minkowski H. Sosnowa 1

PIWIARNIE
-Arciszewski Aleks. Św.Rocha 13 -Rubińska. Krakowska 2 -Bartnowski A. Krakowska 15 -Boston. Młynowa 45 -Buczniewska Z. Sosnowa 74 -Carnecki B. Sosnowa 114 -Grymaszewska P. Św.Rocha 8 -Grygoruk A. Krakowska 3 -Rozenberg. Sosnowa 3
-Sznoliowska Marta .Krakowska 3 -Wechert Sz. Krakowska 11a -Zdzitowiecki E. Św.Rocha 3

POGRZEBOWE
-Dawidowicz Marja. Św.Rocha 1
-Korwacki . Św.Rocha 1

WARSZTATY-KOMUNIKACJA
-Babińscy. Krakowska 1a -Michanowicz Św.Rocha 7 -Stalończyk . Św.Rocha 3

SKÓRY
-Aleksandrowicz I. Cygańska 6 -Czerter D. Krakowska 11 -Gutman Sz. Czarna 2 -Limański. Orlańska 12 -Margolis.Św.Rocha 23 -Nisel. Kijowska 9 -Pomeraniec.Kijowska 9 -Rozenberg. Św.Rocha 14 -Birenbaum. Sosnowa 1 -Hepner K. Św.Rocha 4 -Sztejnmor N. Sosnowa 1

SMARY
-Ryszkow. Św.Rocha 23 -Goniądzki L. Sosnowa 5

ARTYKUŁY SPOŻYWCZE
-Głowacka M. Stołeczna 43 -Goldberg L. Sosnowa 34 -Grobman Fr. Brukowa 15 -Józefowicz C. Grunwaldzka 4 -Karp Ch. Stołeczna 19 -Kitlas A. Grunwaldzka 29 -Korczyńska R.Grunwaldzka 44 -Krukowska . Cygańska 2 -Lipszyc. Brukowa 9
-Obłacki P. Stołeczna 38 -Olejnik. Św.Rocha 23 -Pastuszko J. Św.Rocha 7 -Potocka M. Sukienna 7 -Poznanska H. Grunwaldzka 19 -Poźniak. Grunwaldzka 50 -Rotenberg F. Sosnowa 16 -Sataner. Sosnowa 31 -Sawicka D. Odeska 2-Stańczyk .Stołeczna 9 -Topolewicz M. łomżyńska 3 -Tykocka. Sosnowa 1 -Wasilewska A.Młynowa 47 -Wolczan L. Brukowa 2 -Zylberdik Cz. Kijowska 13 -Citko M. Grunwaldzka 56 -Czarkin. Sosnowa 114 -Kierul H. Grunwaldzka 52
-Kucharska W. Grunwaldzka 19 -Nowicka Z. Grunwaldzka 56 -Potoczniak M. Grunwaldzka 56 -Białostocki Jankiel. Sosnowa 30 -Chylkin Adela . Św.Rocha 23 -Judowska R. Brukowa 2 -Kapulski S. Angielska 8 -Mowoszowska C. Sosnowa 27
-Rabinowicz E. Sosnowa 45 -Rajgrodzka S. Św.Rocha 5 -Waszczuk Marja. Stołeczna 11 -Wojciechowski Kazimierz. Stołeczna 85

SZMATY
-Bekker L. Sosnowa 23 -Bojarski H. Sosnowa 66 -Lederman A. Marmurowa 4 -Lin L. Piesz 1 -Reiskel M. Św.Rocha 14
-Rozengarten M. Sosnowa 66 -Wajsztejn. Św.Rocha 3

ŚLEDZIE
-Orlański. Krakowska 8

ŚLUSARSKIE ZAKŁADY
-Ostryński. Św.Rocha 7

TARTAKI
-Biger G i Kaczalski. Wronia 1

TKALNIE
-Abramowicz. Kijowska 1 -Cytron. Grunwaldzka 3 -Fajsztejn M. Św.rocha 14 -Dudak H. Kijowska 1 -Galant. Kijowska 1
-Jasinowski L. Kijowska 1 -Lubiński. Krakowska. -Lopszyc B Sosnowa 20 -Lipszyc. Brukowa 9 -Rubinsztejn M. Grunwaldzka 3 -Słucki M. Kijowska 1 -Soroko E. Św.Rocha 5 -Szochna Wola. Kijowska 1 -Wajsztejn I. Stołeczna 19
-Waron W. Brukowa 9 -Wolkin Z. Kijowska 21 -Wysocki Sz. Kijowska 1 -Zylberdyk. Kijowska 1

TRUMNY
-Jarszyński T. i Terlikowski J. Św.Rocha 1

WATA
-Kałamarz Ch. Ołowiana 1 -Wiliżańska R. Czarna 4

WĘDLINY
-Goworowski F. Św.Rocha 1 -Hryniewicki J. Św.Rocha 1 -Jarocki W. Grunwaldzka57

WĘGIEL
-Pastor I.W.i S-wie. Św.Rocha 10

WODA SODOWA
-Brocka T. Młynowa 76 -Falkowicz. Św.Rocha 7 -Fuksman F. Odeska 3 -Geller E. Krakowska 14 -Kagan  S. Sosnowa 8

FOTOGRAFIA
-Talniski Ch. Sosnowa 25

FRYZJER
-Borowski A. Krakowska 3 -Spoznik S. Grunwaldzka 5 -Szczygieł S. Sosnowa 40 -Szejkin N. Brukowa 24

CIEŚLA
-Wasilewicz P. Angielska 6 -Mrowiec L. Młynowa 65 -Mejchard J. Młynowa 65

KOWALE
-Babiński K. Krakowska 10 -Debnicki J. Odeska 21 -Drazizin Z. Marmurowa 5 -Tarasewicz A. Grunwaldzka 12 -Warjat D. Grunwaldzka 14 -Gutelon A. Marmurowa 8 -Mursztejn M. Sosnowa 18

MURARZE
-Fiedorf A. Młynowa 82 -Skórnik B. Grunwaldzka 17 -Dmocher I. Odeska 21 -Lubieszko T .Grunwaldzka 47 -Szostakowski I. Sosnowa 26 -Zeligzon F. Krakowska 19

RYMARZ
-Burzynski Walerian. Św.Rocha 15

RZEŹNIK-MASARZ
-Czarnecki B. Sosnowa 114 -Hryniewicki Jan Sosnowa 98 -Kaufman J. Sosnowa 51 -Miller E. Sosnowa 90
-Szulc A. Stołeczna 1

STOLARZE
-Liberman M. Brukowa 24 -Porzeziński W. Grynwaldzka 47 -Tarasiewicz F. Grunwaldzka 53

SZEWCY
-Gromek J. Stołeczna 53 -Kon P. Św.Rocha 6 -Ogrodnik J. Krakowska 2

INNI MIESZKAŃCY
-Spożnik Z. Grunwaldzka 5 -Wolański A Św.Rocha 7a -Zołotucho E. Stołeczna 43 -Skrablewski W. Sukienna 9 -Kabała L. Grunwaldzka 44 -Kuryłowicz B.Kielecka 16



Książka adresowa firm na 1932 r.



niedziela, 25 marca 2018

Aron Lejba z podatkami na bakier

 

   Urząd Skarbowy w przedwojennym Białymstoku zżerała korupcja. Nikt nie lubi płacić podatków. Tak było od zawsze. Białostocki handlarz skórami, 46-letni Aron Lejba Kamieniec z ul. Wilczej też za nimi nie przepadał.Żeby jak najmniej oddawać fiskusowi zaczął fałszować księgi rachunkowe. A to z kolei nie spodobało się II Urzędowi Skarbowemu w Białymstoku.
  W 1935 r. inspektorzy podatkowi zwrócili uwagę na niezbyt wiarygodne zeznania kupca Kamieńca. Przyjrzeli się uważniej jego dochodom. W styczniu 1936 r., korzystając ze swoich uprawnień przeprowadzili w domu przy ul. Wilczej 13 skrupulatną rewizję. Zajęli liczną korespondencję, różne kwity i faktury oraz kilka notatników z handlową buchalterią. Te ostatnie były dla Kamieńca szczególnie kompromitujące. Wynikało z nich, że w 1935 r. zarobił ponad 500 tys. zł, natomiast deklaracje podatkowe za ten okres opiewały tylko na sumę 160 tysięcy. Szykowała się ewidentna sprawa karna. Zaniepokojony mocno handlarz skórami podjął kroki ratunkowe.
  Przede wszystkim trzeba było odzyskać z II Urzędu Skarbowego trefne notesy. W tym celu Kamieniec zawarł bliższą znajomość z Henrykiem Zebinem, właścicielem biura próśb i podań i Szmulem Chajkowskim, obrotnym handlowcem, którzy mieli mieć rozległe znajomości w sferach finansowych. Zainwestował kilkaset złotych. Wyraził się jasno: zarekwirowane banknoty trzeba podmienić albo w ostateczności wykraść.
  Ruszyła machina korupcyjna. Obaj zaangażowani przez Kamieńca pośrednicy szybko znaleźli interesownych podwykonawców. Byli to Jan Sobotko i Leon Biernacki, pracownicy skarbówki. Ci przyjęli stosowną łapówkę i szukali dalej pomagierów w swojej firmie. Chętnym okazał się Jan Grochowski. Za 50 zł skontaktował zainteresowanych z Zenonem Ginterem, mającym bezpośredni dostęp do groźnych dla Kamieńca papierów. Propozycja była bardzo konkretna – 600 zł za ich podmiankę. Ponad 3-miesięczna pensja urzędnicza. Płacił oczywiście Kamieniec.
  I w tym momencie wszystko się rypło. O sprawie zaczęto szeptać na korytarzach urzędu skarbowego. Ginter odmówił udziału w machlojce. Wkrótce do akcji wkroczyli agenci Wydziału Śledczego z ul. Warszawskiej.
  Na początku lipca Aron Kamieniec i wszyscy jego pomagierzy trafili do aresztu. Dochodzenie trwało kilka miesięcy. 27 października w gmachu Sądu Okręgowego przy ul. Mickiewicza odbyła się rozprawa, która wzbudziła duże emocje w całym mieście. W sali sądowej mogło zmieścić się niestety tylko 60 osób. Stawiły się rodziny, znajomi kupcy i zwyczajna w takich wypadkach gawiedź.
  Podczas przesłuchania wszyscy oskarżeni, poza Kamieńcem przyznali się do winy. Kupiec natomiast szedł w zaparte. Twierdził, że chciał jedynie pomóc urzędnikom skarbowym. Wycofane notesy, po przetłumaczeniu na język polski, zamierzał zwrócić. Prokurator Frich był jednak innego zdania i domagał się wysokiego wyroku.
  Nie pomogły mowy obrończe mecenasa Gruszkiewicza i adwokata warszawskiego Goldsztejna. Aron Lejba Kamieniec zainkasował 2,5 roku więzienia. Zabin, Chajkowski, Sobotko, Biernacki i Grochowski dostali od roku do 2 lat. Pod koniec listopada kupiec Kamieniec został zwolniony z więzienia do czasu uprawomocnienia się wyroku. Kaucja wyniosła 10 tys. złotych.
  Nie tylko powyższa sprawa bulwersowała w tym czasie opinię publiczną w Białymstoku. Na początku grudnia zakończył się proces Josela Glikfelda, jednego z najbogatszych kupców w mieście, właściciela wielu nieruchomości. Był oskarżony o grube machinacje dewizowe i nielegalny wywóz dolarów za granicę. Sąd skazał go na 1,5 roku pobytu za kratkami i 50 tys. zł grzywny. Łagodny wyrok motywowano wiekiem Glikfelda złym stanem zdrowia i dotychczasową niekaralnością.

Włodzimierz Jarmolik

piątek, 23 marca 2018

Napad na jubilera

 

   19-letnia kelnerka Bronisława Mojtówna i 21-letni muzyk Michał Bujanow okradli zakład jubilerski przy Rynku Kościuszki. Szybko zostali schywatani. Na policji stwierdzili, że inspiracją ich wyczynu była kradzież jubilera Turczyńskiego w Warszawie. - To wydało się takie łatwe, zbić szybę i zabrać brylant - stwierdziła dziewczyna.
  A było to tak. W połowie stycznia 1931 r. w witrynie warszawskiego magazynu jubilerskiego należącego do Antoniego Turczyńskiego, a mieszczącego się przy ul. Ossolińskich 8, pojawił się szczególnej wartości klejnot. Był to pierścień z 20-karatowym brylantem, oddany w komis przez Wiktorię Kawecką, znaną artystkę operetkową. Wyceniony na 20 tysięcy złotych spoczywał pośrodku wystawy w specjalnym etui. Chętnych do oglądania natychmiast znalazło się sporo. Niewielu jednak mogło nawet pomyśleć o zakupie drogiego klejnotu.
  Pewnego razu, gdzieś około godz. 3 po południu, w pobliżu sklepu jubilerskiego zatrzymał się młody, skromnie ubrany mężczyzna z jakimś zawiniątkiem pod pachą. Rozejrzał się wokół i podszedł do wystawy. Przez okno zajrzał do sklepowego wnętrza. Zobaczył tam tylko jednego subiekta, który obsługiwał dwie starsze paniusie. Nagle, młodzieniec wyszarpnął spod pachy pakunek (jak się później okazało, był to żeliwny ruszt owinięty w gazetę) i rąbnął nim z całej siły w grubą szybę wystawową. Następnie chwycił puzderko z pierścionkiem i rzucił się do ucieczki. Dopiero po dobrej chwili poleciały w ślad za nim krzyki sprzedawcy: Okradli! Trzymaj złodzieja!
   Zamieszanie pod jubilerem dostrzegł policjant, który dyżurował kilkadziesiąt metrów dalej, pod budynkiem konsulatu szwedzkiego. Opryszek musiał jednak zawczasu przygotować sobie trasę ucieczki, gdyż zamiast biec do końca ulicy, skręcił gwałtownie w jedną z bram. Szybko przebiegł przez jedno, a później przez drugie podwórko, po czym zaczął wdrapywać się na murek zagradzający mu dalszą drogę. Nie wiedział, że w ślad za nim popędził nie tylko policjant, ale i przypadkowy przechodzień.
  Gdy złodziej podciągał się już do góry, ścigający złapał go za nogę. Wywiązała się krótka szamotanina. Ostatecznie w ręku ścigającego pozostał jedynie but przestępcy, zaś on sam wdrapał się na mur i zeskoczył na drugą stronę. Labiryntem podwórek dotarł szybko na Krakowskie Przedmieście i rozpłynął się w tłoku i mroku. Policjanci z warszawskiego Wydziału Śledczego, którzy natychmiast zabrali się za sprawę zuchwałej kradzieży, mieli tylko jeden ślad - ów but zgubiony przez złodzieja. Był to brudny i mocno zniszczony pantofel. Takie obuwie nosili zazwyczaj ubodzy mieszkańcy Woli, Muranowa, Pragi, czy Antokolu.
  Agenci policyjni zaczęli więc penetrować tamtejsze meliny. Wkrótce jeden z wywiadowców trafił na ul. Dziką, gdzie pod nr. 62 bracia albertyni prowadzili dom noclegowy dla bezdomnych. Znany był on powszechnie w Warszawie pod nazwą "Cyrku". Od dozorcy policjant dowiedział się, że pewien stały bywalec, niejaki Olszyna, kupił u niego niedawno jeden pantofel. Wkrótce agent z Wydziału Śledczego odszukał i zatrzymał Olszynę. Ten przyznał się do zakupu pojedynczego obuwia, lecz stwierdził, że zrobił to na prośbę swojego przyjaciela, Romana Sierko, pseudonim Szwej.
  Kiedy Olszyna znalazł się w komisariacie i zobaczył, że to nie przelewki, powiedział wszystko. To właśnie Szwej dokonał skoku na jubilera Turczyńskiego. Później dwaj opryszki próbowali sprzedać skradziony brylant któremuś z paserów na Nalewkach. Żaden jednak nie miał wystarczająco dużo pieniędzy. Jeden z nich jednak skontaktował Szweja z kupcem Joskiem Szejderem, który niegdyś robił w złocie i klejnotach. Ten obejrzał trefny towar i zapłacił od ręki 3 tys. złotych.
  Wkrótce w areszcie policyjnym znaleźli się oprócz Olszyny, jeszcze dwaj paserzy z Nalewek i kupiec Szejder. Główny poszukiwany - Roman Sierko uciekł z Warszawy i ukrył się gdzieś na Śląsku. W końcu jednak i on wpadł w ręce policji. Na procesie, który odbył się w 1934 r., dostał trzy lata więzienia.

Włodzimierz Jarmolik

Pewien dom przy Marczukowskiej

 

   Skrył się  wśród drzew, które dawały latem ochłodę i osłaniały od wichrów, szarug jesiennych, śnieżyc. Dom ten wybudował w dwudziestoleciu międzywojennym Wawrzyniec Piekutowski, dziadek Ireny Bieleckiej. Gospodarz to był majętny, właściciel dwóch innych domów przy ul. Alta. Można go było posądzić o fanaberie, bo zadbał nie tylko o duży ogród, ale także betonowy basen ze schodkami! Do posiadłości wiodła alejka, co nobilitowało całą posesję.
   Tuż przed wybuchem wojny Wawrzyniec Piekutowski przekazał dom najmłodszemu synowi Ryszardowi, ojcu wspomnianej Ireny. Zbliżały się trudne czasy, przybywało lokatorów, najczęściej związanych z PKP (Kochanowscy, Zalewscy, Rydzewscy, Szotowie, Szulęcki i Wyleżyńscy).
  Dom zarabiał na siebie (wciąż trzeba było go ulepszać) i na właścicieli. We wrześniu 1939 roku, kiedy w okolicach dworca kolejowego spadły bomby, to na podwórku Piekutowskich opatrywano rannych żołnierzy polskich. Pani Irena darła prześcieradła na opatrunki i karmiła obrońców ojczyzny pomidorami.
  Za "pierwszego Sowieta" wprowadziło się do Piekutowskich kilku żołnierzy sowieckich. Mieli tu wygodnie, choć pozostali daleko od rodzinnych wiosek i miast. Po 22 czerwca 1941 roku musieli uciekać w panice. I stało się tak, że córka z rodziny komandira (dowódcy), kiedy wróciła z kolonii, to już nie zastała swoich rodziców. Na szczęście zaopiekowała się nią mama pani Ireny.
  Nina bardzo ładnie śpiewała, tęskniła, w 1944 roku wyjechała z wojskiem sowieckim. Czy wspominała potem przyjazny jej dom na Marczuku? To samo pytanie trzeba byłoby zadać młodej Żydówce, ukrywanej przez panią Wyleżyńską. Była bardzo ładna i na tyle odważna, że spacerowała ze swą opiekunką wieczorami po ogrodzie.
  Postronni nie widzieli, że to Żydówka, dom - jak się rzekło - stał na uboczu. Dziewczyna doczekała końca wojny, wyjechała z Białegostoku. Czy to prawda, że ściany domów mają uszy? "Stefan Szylęcki dostał z Londynu krzyż Virtuti Militari, podobno za wysadzenie jakiegoś niemieckiego transportu wojskowego. Kiedy wyprowadzał się z naszego domu płakał. Powiedział tylko, że największym jego szczęściem było zamieszkanie na Marczuku". Jakież to piękne świadectwo klasy domu i jego mieszkańców. Ci drudzy mogą liczyć na wyróżnienie, domy pozostają anonimowe.
  Pani Irena, będąc z mężem na spacerze, uratowała chłopca topiącego się na środkowym stawie marczukowskim. Był gorący dzień wielkanocny drugiej połowy lat czterdziestych. "Widziałam jak przy brzegu siedział starszy mężczyzna z chłopcem i w pewnej chwili zauważyłam, jak się on zaczął topić. Mąż położył się przy brzegu i wyciągnął swoją rękę, by pomóc mi wyciągnąć na brzeg chłopca. Zaraz poszli rodzice, nawet zrazu nie podziękowali. Zrobili to dopiero po jakimś czasie." Takich zdarzeń było więcej, nie wszystkie zostały zapisane i zapamiętane. Z pewnością nie o wszystkich chcieli mieszkańcy opowiadać.
  Po wojnie basen przy domu Piekutowskich został zasypany, nie ma już alejki, pozostały natomiast ślady po bombach. Nikt nie przychodzi kąpać się w stawie, niedaleko wyrosło miasto "Słoneczny Stok", a tu ludzi ubywa. Ciąg dalszy można sobie wyobrazić, jeśli rozbiórka nie nastąpi szybko, to pojawią się cwaniaczki, ukradną okna i drzwi, spalą część desek, wypiją niejedno piwo. Zniknie dom przy Marczukowskiej, jeszcze jeden dom białostocki z bogatą historią.

Adam Czesław Dobroński
Marek Jankowski

czwartek, 22 marca 2018

Zanim powstała Jagiellonia

 

   Pierwszego lipca 1924 roku w Białymstoku rozegrano mecz piłki nożnej. Teatr Nowości "Skok" grała z łączoną drużyną WKS i ŻKS. Starcie pomiędzy drużyną aktorską krakowskiej operetki Teatru Nowości "Skok", a reprezentacją naszego miasta złożoną z zawodników Wojskowego Klubu Sportowego (WKS) i Żydowskiego Klubu Sportowego (ŻKS) zakończyło się wynikiem 0:3.
  Przebieg spotkania bardzo ucieszył miejscowych fanów footballu. Może nie było to zwycięstwo spektakularne, ale jednak. Niespełna miesiąc po wygranym meczu piłkarze z Białegostoku podbudowani sukcesem podjęli się bardziej ambitnego zadania. Na boisku ŻKS-u przy Branickiego reprezentacja miasta miała zmierzyć się z Hakoah - Wiedeń.
  Tłumy białostoczan ciągnęły na widowisko. Na trybunach zgromadziło się kilka tysięcy osób. Niestety kibiców spotkało rozczarowanie. Już od pierwszych minut meczu nasza drużyna zdradzała niedostatki techniczne.
  Białostoccy piłkarze zrozumieli, że porwali się z przysłowiową motyką na słońce. I chociaż Nowicki, Małyszko i Ślusarczyk próbowali ratować sytuację, to gole padały jeden za drugim. Nawet zmiana nieudolnego bramkarza nic nie pomogła. Drużyna z Wiednia wygrała 13:0!
  Bialostoccy piłkarze nie zniechęcili się jednak tą sromotną porażką i trenowali dalej. Rok po nieszczęsnym meczu postanowili się zmierzyć z Austriakami ponownie. Trzeba im przyznać, że poczynili niemałe postępy. Pomimo, że mecz znowu przegrali wysoko, to zmniejszyli dystans, jaki dzielił ich od Hakoah - Wiedeń. Wynik spotkania 7:0 dla gości, był nieco mniej rażący niż poprzednio.
  Nie wolno zapominać o tym, że białostocka reprezentacja składała się z połączonych sił WKS-u i ŻKS-u. Była to główna słabość naszej drużyny. Piłkarze nie potrafili ze sobą współpracować na boisku i każdy grał oddzielnie. Dlatego wynik meczu z Hakoah - Wiedeń, będącym mistrzem Austrii, można było z góry przewidzieć. Niestety przez długi czas nikt nie dostrzegał tego problemu.
  Wiele lat później z inicjatywą założenia "solidnego klubu sportowego" wystąpił wojewoda Marian Zyndram - Kościałkowski. W tym celu 25 stycznia 1932 roku odbyło się zebranie przedstawicieli społeczeństwa białostockiego. Burzliwe debaty zakończyły się powołaniem nowej wielosekcyjnej organizacji sportowej. W jej obrębie nie mogło również zabraknąć drużyny piłkarskiej. Została ona utworzona na bazie dawnego WKS-u. Nowemu klubowi na pamiątkę zjednoczenia Litwy z Koroną nadano nazwę Jagiellonia.

Kamil Śleszyński

środa, 21 marca 2018

Sańka z ulicy Sosnowej

   

   Aleksander Dresler, popularny Sańka. Niezwykły białostoczanin, który swoim barwnym życiorysem mógłby obdzielić kilka osób. Choć po wojnie los rzucił go do Danii, co kilka lat przyjeżdżał do rodzinnego miasta, by wspominać ludzi i miejsca swojej młodości. Zmarł na początku lipca, w wieku 93 lat.
Nie pamiętam, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Może w "Kurierze Podlaskim", spacerowaliśmy po mieście i słuchałem opowieści pana Aleksandra z wypiekami na twarzy. Powracał do swego Białegostoku, choć nie miał już tu ani jednego kolegi. Czasami dzwonił, pytał, co nowego.

Ulica Sosnowa

  To była jego ulica, urodził się przy Sosnowej 67, w domu starego Kozłowskiego 17 grudnia 1920 roku.W mieście już wolnym od czerwonoarmistów, ale okrutnie zniszczonym, jeszcze z dominantami carskimi i śladami okupacji niemieckiej. Wychował się w wolnej Polsce, został harcerzem, urwisował, miał moc pomysłów i niespożytą energię. Nasiąkał ukochanym miastem, dobrze zapamiętał jego mieszkańców, zwłaszcza tych z uboższych domów i zagraconych podwórzy. Zachował do końca życia mowę, o której napisał we wspomnieniach, że była łagodna jak krajobraz Podlasia, melodyjna jak szum zboża w lipcowym powiewie i tak szczera, jak serce przedwojennego białostoczanina. Nawet przekleństwo "Ibi twoju mać" brzmiało słodkawo.

   Napisał swoje wspomnienia - wydałem je w 1993 roku - po 50 latach pobytu za granicą. Denerwował się, gdy poprawiałem tekst, bo bał się, że ten tomik nie będzie na serio białostocki. A pamięć miał znakomitą, opisał kolejne posesje, lubował się w przypominaniu scenek krotochwilnych. Był szczery do bólu i rozkochany w detalach, pisał także o wojsku, szkołach (uczył się w "dziewiątce" koło cerkwi św. Mikołaja), harcerstwie (opiewał "matkę" panią Julię Zubelewicz - "kochaliśmy ją zresztą wszyscy"), o rynkach, wypadach wakacyjnych za miasto. Zapałał pasją do morza, więc został uczniem szkoły żeglugi rzecznej. Wybucha wojna, za Sowietów wylądował w więzieniu za "miełkoje [drobne] chuligaństwo", bo idąc ulicą gwizdał melodie patriotyczne), tuż przed wybuchem wojny rosyjsko-niemieckiej został wywieziony do obozu pod Hajnówkę. Za Niemców też trafił do obozu.

Obraz z getta

  Patrzył Sońka z bólem, jak pędzono Żydów do getta. Dostrzegł w tłumie znajomego jego ojca - Jankiela Kantorowskiego, fryzjera Samuela Rzeźnika z ulicy Brukowej i czapnika Berka Hirscha. Zauważył kolegę Lejzorka Goldsteina, sierotę, nadzwyczaj zdolnego i chętnego do niesienia pomocy, koleżeńskiego. "Szli starzy ludzie, kaleki, wystraszone kobiety i płaczące małe dzieci".
  Aleksander Dresler dwukrotnie przelazł przez mur do getta w słabiej strzeżonym miejscu koło Białki. Zaniósł jedzenie i odwiedził dobrych znajomych - państwo Sybirskich. "W getcie białostockim panowały nie do opisania straszne warunki, o litości dawno już tam zapomniano. W przepełnionej części miasta był straszliwy głód, ludzie spali i mieszkali gdzie tylko mogli, także między trupami i chorymi. Nagie trupy obdarte z ubrań, które to okrycia jeszcze można było sprzedać za żywność, walały się po ulicach, wyciągnięte z przepełnionych mieszkań. Do tych zwłok nikt nie chciał się przyznać, bo Niemcy żądali wysokiej opłaty za pogrzeb, czyli wywiezienie nieboszczyka na ręcznym wózku przez żydowską służbę sanitarną. Getto białostockie to było piekło na ziemi i wstyd dla ludzkości".

Marynarz z przymusu

  Trafiła się Dreslerowi niezła robota, należał do ekipy, która cięła na złom czołgi sowieckie zalegające na polach koło Dobrzyniewa. Na początku 1942 roku wrócił do domu rodzinnego, zastał siedzącą za stołem panią Sybirską. Była sąsiadka ucieszyła się na jego widok. Wychodząc chciała zabrać worek z kartoflami. Sońka pomógł zarzucić go na plecy, co omal nie skończyło się wywrotką osłabionej kobiety. Wtedy zaproponował, że kawałek podniesie. Było mu po drodze, chciał odwiedzić dziewczynę mieszkającą na Wygodzie. Oboje wiedzieli, czym to grozi. Doszli do krzaków za cerkwią, pani Sybirska wzięła worek. Niestety, przy Lipowej policjant wyrwał jej skarb, wysypał kartofle na bruk i wepchnął zapłakaną kobietę przez bramę do getta.
  Parę minut później Dresler został zatrzymany przez patrol niemiecki z Kripo. Nie miał przy sobie ausweisu, który zostawił w domu w marynarce. Nie znał języka niemieckiego, dostał kolbą karabinu po żebrach i znalazł się w komisariacie przy ulicy Lipowej. Znał to miejsce, przed paru miesiącami siedział tam razem z Władkiem Szumińskim z ulicy Stołecznej za pobicie cywilnego folksdojcza, tłumacza na usługach Kripo. Wyszedł na wolność dzięki interwencji pani Korniejowej z ulicy Sosnowej, "Niemki o polskim sercu", która poprosiła o pomoc pastora, a ten zwrócił się do Gestapo.
  Teraz Sońka zobaczył w pokoju tego samego cywila. "Ucieszył się na mój widok, częstując mnie kopniakiem. Zaczęło się bicie i przesłuchiwanie przy pomocy wspomnianego tłumacza. Byłem w bluzie i spodniach marynarskich. Pytając o zawód, Niemiec wskazał na moją bluzę: Seemann, matrose? Potwierdziłem, znając słowo matros".

Emigrant

  Przez, a może dzięki tej bluzie, Dresler został wysłany do obozu koło Lubeki, gdzie trzymano członków załóg handlowych statków alianckich. Więźniów brano do rozładunku w porcie rudy żelaza, ale jesienią 1943 roku komendant postawił ultimatum: obóz koncentracyjny w Dachau, albo pływanie na statkach niemieckich.
  Wszyscy przeszli na stronę "marynarską", zwietrzyli szansę przetrwania do końca wojny. Białostoczanin przeżył bombardowanie swego statku na Morzu Północnym i storpedowanie na Morzu Barentsa, potem prąd zepchnął parowiec na miny pod Świnoujściem.
  Na koniec dokooptowano "matrosa" do załogi statku szpitalnego, z Gdańska wzięli kurs na zachód. Rano zobaczył światła portu Kopenhagi. Wieczorem zdołał zbiec dzięki pomocy ludzi z duńskiego ruchu oporu. Było to 25 marca 1945 roku. I tak doczekał końca wojny.
  W Danii wreszcie został marynarzem z prawdziwego zdarzenia, opłynął świat. Na lądzie napisał czterojęzyczny język morski, działał ofiarnie w ruchu polonijnym, wspierał polskich olimpijczyków, wysyłał artykuły do prasy. Poznał i Ryszarda Kaczorowskiego, jako białostoczanie mieli zawsze wspólne tematy.
Wspomnienia "Sańka z ulicy Sosnowej" zakończył epilogiem "Ulica cudów" z wyznaniem: Ja Polonus
Dopóki serce polskie w tobie bije,
Dopóty nic cię z Polską nie rozłącza...
A wszystko łączy.
A spotkać mnie możecie wszędzie, bo cały świat jest moim domem…".
Aleksander Dresler zmarł w wieku 93 lat. Poszedł do swoich kolegów. Sosnowa też nie ta, co dawniej.

Adam Czesław Dobroński

Św.Rocha 25

 

   Przed 1885 r.pierwszymi potwierdzonymi właścicielami posesji przy ul.św.Rocha 25 byli bracia Władysław i Wawrzyniec Leszczyńscy. Rodzicami  byli  Józef i Marcella z Suszyńskich którzy pobrali się w białostockim kościele parafialnym w 1836 r.
  Oprócz dwóch wymienionych stnów mieli jeszcze trzeciego męskiego potomka o imieniu Józef ,który zmarł w 1881 r.,a także córkę Mariannę.Wawrzyniec żonaty był z Marianną Boratyńską,zaś Władysław  z Heleną.
    W 1880 r.spis parafian stwierdza iż wszyscy mieszkali w jednym gospodarstwie.Co ciekawe.odnotowano,że wraz z Leszczyńskimi mieszkał Stanisław Horman, syn Korneliusza,znany w Białymstoku przedsiembiorca handlujący wyrobami gumowymi, a później bronią. Leszczyńscy figuruja na początku spisu , a najstarszy z braci ,Józef  Leszczyński ,określony został jako "jaśnie pan" ,co zdaje się potwierdzać wysoką pozycję . W księdze adresowej z 1897 r. wśród wytwórców wozów i karet odnotowano niejakiego Leszczyńskiego,najpewniej jednego z wymienionych wyżej braci.
   W 1885 r. Władysław i Wawrzyniec sprzedali omawianą działkę Engelbertowi Hampelowi.Był on synem Leopolda,właściciela posesji przy ul.Piasta 5,pracującego jako introligator.Engelberg najstarszy z potomków Leopolda,osiągną najwięcej - zawodowo zajmował się wyrobem wędlin i kiełbas,co przyniosło mu całkiem pokaźny majatek.Spożytkował go nie tylko na zakup nieruchomości przy ul.św.Rocha  25,ale także nabywając plac na rogu Lipowej i Nowoszosowej (Dąbrowskiego) gdzie zbudował duąż piętrową kamienicę oraz sklep w  ratuszu.
   Na ul.św.Rocha 25 wzniusł dwa drewniane domy oraz budynki gospodarcze.Warto wspomnieć ,że jego najmłodszy brat ,Karol ,w 1882 r. otworzył w Białymstoku zakład fotograficzny (zmarł jednak w 1884 r. na gruźlicę).
    W 1902 r. Hampel pożyczył od  Oswalda Densta kwotę 6000 rubli pod zastaw omawianej nieruchomości. W 1906 r. nie mogąc spłacic długu,majatek Hampela został wystawiony na publiczna licytację, którą wygrał Denst.
   O nowym właścicielu nie wiemy praktycznie  nic,chociaż trzeba wpomnieć ,że intensywnie obracał majątkami oraz pożyczał duże kwoty różnym osobom..W każdym razie Denst przez jakiś czas mieszkał przy ul.św.Rocha ,ale w 1912 r.zdecydował się odsprzedać posesję wraz z domami zbudowanymi przez Hampela.
   Nabywca był lokator jednego z budynków  mieszkalnych, inżynier budowy dróg Stefan Richter.Świadkami przy akcie kupna - sprzedaży byli inni lokatorzy domów Densta , technik dystancji szosowej Antonii Maslewicz oraz Wacław Muszyński i Aleksander Leonc.Stefan Richter pozostawał właścicielem posesji  przy ul.św.Rocha 25 do 1924 r.
   Tego roku najpierw przyżekł sprzedaż,a potem zawarł stosowny akt kupna-sprzedaży z pastorem ks.PiotremGorodiszczem ,wówczas mieszkajacym w miasteczku Równe na Wołyniu , działającym w imieniu  pastora Samuela Schora. Jak wiadomo ,transakcja miała na celu pozyskanie poseji na potrzeby organizacji w Białymstoku Misji Barbikańskiej.
   Rzeczywiście jeszcze w  1924 r. przygotowano projekt budowy gmachu misji i domu dla   pastora,do wznoszenia których przystąpiono w kolejnym roku (wykonawcą prac wartych 82362 zł było "Biuro techniczno-budowlane inz. Teofila Szopa i Kazimierza Zimmermana") W latach 1935 - 1936 kaplicę rozbudowano o część frontową z wysoką wieżą,której projekt przypisuje sie Rudolfowi Micurze.
  W kolejnych latach rozszerzano posesję Misji Barbikańskiej o częśc sąsiednich nieruchomości.W zabudowaniach przy ul.św.Rocha mieściła się drukarnia,ambulatorium oraz biblioteka z czytelnia.Misja została zamknieta w 1939 r. , a ks.Gorodiszcz najprawdopodobniej  zgina  w czasie wojny.
   Budynek przetrwał w stanie nienaruszonym okres wojny,ale nowe władze przeznaczyły obiekt na cele najpierw sądowe ,a poźniej widowiskowe.
   W 1956 r. rozebrano wieże ,a we wnętrzu kaplicy urządzono kino."Syrena" które działało do początków XXI e.

Wiesław Wróbel

Karcelak Białostocki






                                 Prożektor, 1929 r.  

wtorek, 20 marca 2018

Ferajna z Chanajek

 

   Po I wojnie światowej, w niepodległe czasy Białystok wszedł mocno obdarty. Wszyscy wokoło potrzebowali niezbędnej odzieży. Narzekały zwłaszcza panie, chcące jak najszybciej powrócić do swoich toalet. Przemysł włókienniczy oraz handel materiałami i konfekcją dopiero się odradzały. W drugiej połowie 1919 r. coraz więcej sklepów i magazynów, zwłaszcza w centrum miasta, mogło już zaoferować rozmaitą manufakturę. Nie uszło to uwadze złodziei z Chanajek. Zachęceni przez krawców - paserów, szukających tańszego surowca na swoje wyroby, ruszyli do akcji.
  Jedna z pierwszych takich kradzieży miała miejsce wiosną 1919 r. Zaraz po zmroku złodzieje odwiedzili skład sukna Ameliana przy ul. Żydowskiej 2 i wynieśli, przez nikogo nie nagabywani, materiałów na ponad 40 tys. marek. W prasie uznano to za „grubą robotę”.
  Prawdziwym specem od organizowania dużych skoków na składy białostockich manufakturzystów okazał się Jankiel Rozengarten, pseudo Jankieczkie, opryszek zyskujący w Chanajkach coraz większe poważanie. Na początku marca 1922 r. przygotował on włam do składu manufaktury Bracia Wisznia i Tenenbaum. W składzie tym było do wzięcia mnóstwo bel materiału o łącznej wartości 6 milionów marek (postępowała inflacja). Najpierw Rozengarten skompletował grupę włamywaczy. Do udziału w robocie nakłonił znanego złodzieja - Karnosza, który ukrywał się w ruderach Chanajek przed policją. Drugim pomagierem został furman Sybirski, znany w zaułkach pod ksywką Lalka.
  Złodzieje chętnie korzystali z jego usług. Był solidny w robocie, nie kłapał niepotrzebnie dziobem, no i miał oczywiście własny środek lokomocji. W składzie B-ci Wisznia i Tenenbaum wszystko poszło gładko. Złodzieje przez piwnicę sąsiedniego budynku, a później dziurę w murze dotarli do celu. W ciągu kilku godzin skład kupców został dokumentnie oczyszczony. Lalka zawiózł swoim furgonem cały majdan do pewnego ogrodu w Chanajkach, gdzie czekał już specjalnie przygotowany dół. Część towaru Jankieczkie zabrał od razu do siebie. Miał umówionych kupców - drobnych paserów z Łap i Knyszyna, którzy często zaopatrywali się u swoich białostockich koleżków.
 Choć po włamaniu złodzieje starannie pozacierali ślady, policja w końcu wpadła na ich trop. Siedzieć poszli jednak tylko Karnosz i Sybirski. Organizator skoku - Rozengarten pozostał na wolności. Wspólnicy go nie wydali, a fałszywi świadkowie dostarczyli mocne alibi.
  Kolejny głośny wyczyn Rozengartena stanowiło przygotowanie i przeprowadzenie włamania do składów manufaktury kupców Jelina i Rudomina, mieszczących się przy ul. Nowy Świat 7. Miało to miejsce w marcu 1925 r. Tym razem na pomagiera Jankieczkie wybrał własnego szwagra Szmula Gorfinkiela. Ten w Chanajkach znany był pod przezwiskiem Kokoszkie i trudnił się przede wszystkim szulerką. Nie gardził także odwiedzaniem po kryjomu białostockich mieszkań.
  Bele sukna wartości około 2 tys. zł powiózł na melinę nie kto inny, tylko Lalka Sybirski, który zdążył już wrócić zza kratek. Choć robota poszła sprawnie i gładko w Ekspozyturze Urzędu Śledczego przy ul. Warszawskiej domyślano
się kto za nią stoi. Nie było jednak dowodów.
  Dopiero kilkanaście miesięcy później, latem 1926 r. podczas rutynowej rewizji w domu Rozengartena przy ul. Orlańskiej 6, wywiadowcy policyjni znaleźli ślad po dawnej kradzieży. Były to dwa garnitury męskie uszyte ze skradzionego Jelinowi i Rudominowi materiału. Jankieczkie trafił do siedziby EUS na przesłuchanie w sprawie trefnych ubrań. Dla sądu dowody te okazały się nieprzekonywujące. I tym razem opryszek z Orlańskiej nie odwiedził „szarego domu” przy Szosie Baranowickiej.

Włodzimierz Jarmolik

https://plus.poranny.pl/magazyn/a/ferajna-z-chanajek-na-celowniku-opryszkow-sklady-z-manufaktura,12958700

niedziela, 18 marca 2018

Takie sobie - historyjki




Reflektor , 1932 r.

RYNEK BEMA

    Bazar powstał w 1962 roku. Początkowo mieścił się w wyznaczonych ramach. Z czasem rozrastał się i wypływał coraz szerzej na chodniki i dalej na ulicę Bema. Zaczęło się robić ciasno. A i centrum miasta się rozrastało więc nie był to chlubny widok.
Zmienił się ustrój, zaczęto przypominać, że w tym miejscu przed wojną był tu cmentarz żydowski. Założony został w 1830 roku, były to wówczas obrzeża miasta, w związku z wybuchem epidemii cholery. Zmarło ponad 1000 osób. Zwłoki grzebano w zbiorowych mogiłach. Nazywano go cholerycznym. Już w 1892 roku został zapełniony i zamknięty. Podczas II wojny światowej zdewastowany przez hitlerowców, potem wiele lat stał opuszczony.
  Bazar przy Bema funkcjonował do 1992 roku, do kiedy to nowy rynek utworzono przy ul. Kawaleryjskiej.  Nie obyło się bez protestów handlowców, jak i wątpliwości samych białostoczan, którym się wydawało, że to koniec miasta. Początki były ciężkie i na nowym bazarze przez dłuższy czas nic się nie działo. Handel ruszył dopiero na dobre po otwarciu wschodniej granicy około 1994 roku.
   Rynek Bema. Pod taką nazwą przez 30 lat funkcjonowało kultowe w Białymstoku targowisko miejskie. Można tu było kupić wszystko, od ubrań po mięso prosto od rolników. Nie mówiąc o złocie czy dolarach. Zjeżdżali tu kupcy i klienci z różnych stron kraju oraz zza wschodniej granicy.
    W Białymstoku było wówczas pięć komisariatów, ten przy Lipowej należał do najbardziej obciążonych Obejmował całe centrum, jedną trzecią miasta. I do tego jeszcze targowisko. Specyfika tego miejsca powodowała, że zbierała się tu i cała śmietanka kombinatorów, cwaniaków, którzy tylko czyhali na naiwnych klientów. Nie brakowało więc zgłoszeń na komisariacie.
Tak opisywał nasze targowisko 19 czerwca 1977 roku Artur Rutkiewicz w branżowym tygodniku milicji i SB "W służbie narodu".

Tłum, przepychanie, głośne pokrzykiwanie, kolorowe stragany, skrzynki, worki, zapach mokrego owsa, piwa, końskiego łajna, kiszonej kapusty... Targowisko w centrum Białegostoku nie wyróżnia się niczym spośród innych. Chociaż podobno można tu taniej kupić samowar prosto z Tuły, parę dorodnych prosiaków, srebrną monetę, złoty pierścionek z najprawdziwszymi brylantami. Ale nie jest to takie pewne. Wszystko tu sprzedasz, wszystko tu kupisz! To zawołanie, które należy do tradycji handlu, ułatwiając uczciwym ludziom życie - wykorzystują nieuczciwi dla swoich interesów. Jak świat światem, na bazarach zawsze pojawiali się oszuści, handlarze bez uprawnień, paserzy, złodzieje..."
A przy Bema w miejscu targowiska przez jakiś czas był dziki parking, z którego zaczęli korzystać klienci pobliskiej hali mięsnej (dziś już nie istnieje) i - już później - również ZUS. Wreszcie w 2008 r. teren uporządkowano. Powstał obszerny trawnik z alejkami, a w jego centralnym punkcie dla upamiętnienia cmentarza znajduje się gwiazda Dawida utworzona z zasadzonych krzewów bukszpanów.

Kurier Poranny











sobota, 17 marca 2018

Ul.Św.Rocha 5 Zielona Kamienica

 
   Najwcześniej poświadczonym właścicielem tego terenu był Michel Zabłudowski.Posiadał go na pewno w latach 60.XIX . i warto zauważyć , że była to ostatnia posesja z ciągu nieruchomości przy ul.Lipowej i Staroszosowej,położona przy samej granicy miasta Białystok i wsi Białostoczek. Posiadłość Zabłudowskiego rozciągała się od drogi prowadzącej na cmentarz prawosławny (czyli ul.Krakowskiej) do granicy  dzielącej posesje przy ul.św.Rocha 5 i 7. Zresztą zachowane do dziś cofnięcie  domu przy ul. św.Rocha 7 jest ciekawą pozostałością po najstarszych dziejach tego miejsca,gdyż tu zaczynała się Szosa Warszawska,która miała po obu stronach szerokie  pasy pobocza - do tej linii dostosowano dalszą zabudowę ul.św.Rocha.
   Przypomnę ,że po śmierci Michela Zabłudowskiego w 1869 r. jego spadkobiercy podzielili między siebie pozostałe po nim nieruchomości- interesująca nas psesja przypadła w udziale  najstarszemu synowi Markusowi Reniewickiemu ,tworząc tym samym posesję  pod  nr.3 ,pozostając przez kilka kolejnych lat właścicielem pozostałej części.Dopiero w latach 1880-1881 Dawid Zabłudowski sprzedał ją Nachmanowi Ambaszowi. Nachman Ambasz był mieszczaninem goniądzkim ,a do  Białegostoku sprowaził się przed 1864 r. Tego toku pracując w mieście jako robotnik wstąpił w związek małżeński z córką Eliasz Małmeda.
   W kolejnych latach rodziły się ich dzieci : Rochla (ur.1868) , później żona Lejby Werhafliga  Zlata (ur.1874), żona  pochodzącego  z Czyżewa Judela Ceranka oraz Bejla (ur.1880) , która wyszła za mąż za pochodzącego z Grodna Wolfa Braude. W chwili kupna w latach 1880-1881 na  jednej posesji  stał tylko drewniany parterowy dom z poddaszem.
   Dopiero w 1888 r. dowiadujemy się ,że Ambasz na swojej nieruchomości przed tą datą zbudował murowany piętrowy budynek z mieszkalną suteryną i poddaszem.Obok niego stał rewniany dom,któremu towarzyszył murowany budynek o przeznaczeniu gospodarczym.
   Niestety w dostępnych źródłach nie udało się odnaleźć precyzyjnych informacji o tym czym zajmował się na co  dzień Nachman Ambasz. Kamienica frontowa przy ul.św.Rocha 5 służyła głównie celom mieszkalnym,podobnie jak inne budynki stojące na posesji.Już spis wiernych parafii rzymskokatolickiej z 1891 r. odnotowuje mieszkające tu rodziny  Władysława Maka ,Józefa Maciejewskiego,Ludwika Bajkowskiego,Jana Niemotki,Bolesława Skibskiego i Stanisława Serdakowskiego .
   Przed 1895 r. do kamienicy dobudowano murowaną piętrową oficynę. W 1897 r. Ambasz zastawił nieruchomość w Wileńskim Banku Ziemskim.W 1`1910 r. z powodu niespłacania długu,majątek poddano sekwestrowi i zlicytowano - nabywcami zostali  Jankiel i Fejga Słonimska (jej ojciec Tewel Słonimski miał dużą fabrykę przy ul.Kościelnej 8) i Szejna Machaj z domu Blanksztejn.
   W latach 1912-1913 współwłaściciele podzielili się prawami do posesji przy ul.św.Rocha 5 dzieląc je na pół-jedna połowa przypadła Mejerowi i Gitli Matysom,druga Szlomie i Szejnie Machajom. Dopiero od tego momentu zaczynają się de facto fabryczne dzieje posesji.
   Przed 1913 r. w głębi działki,poszerzonej dodatkowo o grunty wykupione od strony ul.Stołeckiej (dziś Stołeczna),staną czteropiętrowy gmach fabryczny w którym Machajowie prowadzili swoje przedsiębiorstwo włókiennicze założone w 1894 r. i przeniesione z poprzedniej lokalizacji w fabryce Filippa przy ul.Świętojańskiej. Machajowie i Matysowie prawa własności zachowali do II wojny światowej,mieszkając we frontowej kamienicy przy ul.św.Rocha 5. Mieszkał tu również zięć Szlony i Szejny Machajów Józef Pilecki, pracownik referatu statystycznego białostockiego magistratu.             
Przedsiębiorstwo Szlomy Machaja ,prowadzone wspólnie z Mejerem Matysem ,działało również przez cały okres międzywojenny.
    W 1922 r. zorganizowano w fabryce nowy oddział Białostockiej Ochotniczej Straży Ogniowej B.O.S.O.
   W latach 20  XX w. firma,podobnie jak inne miejscowe zakłady produkcyjne,borykała się z licznymi problemami ekonomicznymi oraz częstymi strajkami m.in. 2 latach 1926 -1927 .
   Część powierzchni w gmachu dzierżawili drobniejsi wytwórcy np. Abram Szapiro ,Chaim Bloch czy Ezra Soroko.
   Na początku lat 30 XX w. większą część fabryki wynajęła duża firma "Sokół i Ziberfenig" z siedzibą  przy ul.Warszawskiej.
   Oprócz tego w parterze kamienicy funkcjonowała sprzedaż produktów spożywczych Soni Rajgrodzkiej.

Wiesław Wróbel