Trudno uwierzyć, ale to widok zalanej wodami Białki ul. Jurowieckiej w 1922 roku .Rzeka Białka, dziś wyglądająca jak niewinny strumyk, budziła przez wieki szacunek. I grozę.
Najpierw wraz ze stawami i rozległymi mokradłami miała znaczenie obronne. Potem napędzała koła młynowe, była wielce przydatna gospodarzom i włókiennikom, cieszyła szukających relaksu.
Ale też Białka, niestety, wywoływała i skojarzenia przykre.
Ponurą sławą cieszył się mostek na Białce, z którego rzucały się w nurty zrozpaczone samobójczynie. I tylko dowcipnisie twierdzili, że owe panie miały znaczne większe szanse, by swym czynem skruszyć serce obiektów żarliwych westchnień, niż by porzucić na zawsze padół łez.
28 lipca 1922 roku "Dziennik Białostocki" odnotował skutki wielkiej powodzi w mieście Białymstoku. Zatopione zostały m.in. Bank Przemysłu i Handlu i firma "Textil" przy ul. Sienkiewicza oraz synagoga przy ul. Nadrzecznej (na czas usunięto święte księgi!).
Komunikacja piesza przez Białkę była możliwa tylko przez most przy ulicy Pałacowej, bo pozostałe skryła woda. Zalane zostały nawet piętra w budynkach położonych bliżej rzeki.
Do akcji wkroczyły służby wojewody i prezydenta miasta, korzystano z pomocy wojska, kto żyw spieszył patrzeć na ten wybryk natury.
Niestety, stanęła produkcja w wielu fabrykach, pisano o milionowych stratach i ogromnie cierpień mieszkańców. Radowały się pewnie tylko dzieci.
Na mniejszą skalę powódź powtórzyła się w maju 1938 roku.
Adam Czesław Dobroński
fot.M. Jankowski