Tymi sprytnymi i szybkimi złodziejaszkami, zajmującymi się wydrą byli małolaty z Chanajek, Piasków czyli biednych, ubogich dzielnic leżących w samym pobliżu bogatego centrum miasta .
W styczniu 1923 r. ofiarą kradzieży padła niejaka M. Kozłowska. Przechodziła ona Rynkiem Kościuszki, niosąc w ręku węzełek z chustki, a w nim m. in. 110 tys. marek. Jakiś chanajkowski figlarz tak zręcznie się koło niej zakręcił, że zamienił babiny węzełek na inny, oczywiście bez pieniędzy i nie zwrócił na siebie uwagi. Dopiero po chwili Kozłowska spostrzegła co się stało. Ale było już za późno
W lutym szedł sobie spokojnie ul. Suraską komiwojażer Goldberg. Wyrostek w kaszkiecie wyrwał mu z ręki teczkę. Było w niej kilkanaście tysięcy marek i bezużyteczne dla złodzieja wory sukna łódzkiego. Połów raczej niezbyt obfity.
Lepiej poszczęściło się innemu młodocianemu złodziejaszkowi, który w maju wyrwał torebkę z ręki Miny Koszekow. Działo się to na ul. Sienkiewicza. Okradziona uderzyła na alarm. W ślad za zuchwałym ulicznikiem ruszyło kilku mężczyzn. Złodziej wyrzucił torebkę i pobiegł dalej. Kiedy właścicielka odzyskała stratę, nie było w niej 200 tys. marek. Sprytny wydrarz zdążył je wyjąć podczas ucieczki.
Podobnie wyglądała przygoda Chai Karugin w sierpniu tego roku na ul. Kupieckiej. Niepozorny z wyglądu złodziejaszek wyrwał jej torebkę, w której kryło się 1,5 mln marek. Podczas pościgu ofiary kradzieży i przypadkowych przechodniów złodziej porzucił swój łup i machnął się przez parkan do pobliskiego ogrodu. Pani Chaja znalazła w torebce już tylko 900 tysięcy. Amator wydry zdążył uszczknąć jednak coś dla siebie.
Z kolei w październiku uliczny pech spotkał Marię Czajkowską z ul. Słonimskiej. Bawiąc w śródmieściu na Rynku Kościuszki straciła skórzany sakwojaż. Jego porywacz zaś wzbogacił się o 340 tysięcy marek.
Również w tym miesiącu na biurko dyżurnego z Ekspozytury Urzędu Śledczego trafił kolejny meldunek ze śródmiejskiego komisariatu o porwanej torebce. Poszkodowaną była niejaka panna Sz., a uszczerbek na mieniu poniosła pod kinem Apollo. Był to nie pierwszy tego rodzaju przypadek kradzieży w tym miejscu.
Działała tutaj, zwłaszcza wieczorami sprytna szajka wydrarzy. Zwykle jeden z nich, w miarę dorosły i lepiej ubrany, zaczepiał wychodzącą z kina samotną dziewczynę z torebką pod pachą. Przypominał się jako dawny znajomy i zaczynał rozmowę. Panienka rozkojarzona romantycznym obrazem z ekranu wdawała się w pogawędkę. Na to czekał tylko inny spec od wydry. Gwałtownym ruchem wyrywał torebkę i znikał. Znajomek oczywiście rzucał się w pogoń za bezczelnym złodziejaszkiem.
Okradziona niewiasta daremno czekała na jego powrót.
Kradnących na wydrę ujmowano rzadko. Znajomość terenu i szybkie nogi były atutem złodzieja.
O pechu mógł mówić Josel Machler, który zmachlował torebkę na ul. Kupieckiej. Ujęto go w pościgu. Okazało się jednak, że porzucona torebka jest już pusta, a jej właścicielka Cyla Terler okazała się stratna na 80 złotych. Kieszenie złodziejaszka też były puste.
I dowiedz takiemu jego nikczemny postępek.
Kurier Poranny