Pani Danuta Dawdo w naszym Albumie wielokrotnie opowiadała o historii Białegostoku i dzieliła się swoimi bogatymi zbiorami fotografii sprzed lat. Tym razem przyniosła odpis z Muzeum Wojska w Warszawie życiorysu ojca, potwierdzający jego zasługi w walce o niepodległość Polski.
Zwróciła się z prośbą, by przypomnieć jego sylwetkę, bo zasługuje na pamięć, zwłaszcza w tych dniach, gdy obchodzimy wielkie Święto Polski. – Mój ojciec Józef Franciszek Neuhüttler urodził się 8 marca 1899 roku w Sosnowcu, w rodzinie o wielkich tradycjach patriotycznych – zaczyna swoją opowieść pani Danuta. – Ojciec jego Tomasz Ernest należał do organizacji polityczno-sportowej Sokół w Krakowie.
Zmarł w 1909 roku pozostawiając schorowaną żonę oraz syna w wieku dziesięciu lat. W 1916 roku młody Józef, mając niespełna 17 lat zgłosił się do biura werbunkowego Polskiej Organizacji Wojskowej w Krakowie przy ul. Gołębiej. Ta tajna organizacja powstała w sierpniu 1914 roku w Warszawie z inicjatywy Józefa Piłsudskiego, w wyniku połączenia działających w Królestwie Polskim w konspiracji Związku Walki Czynnej i grup Armii Polskiej, w celu walki z rosyjskim zaborcą. Dała początek Legionom. Józef Neuhüttler otrzymał w niej zadanie werbowania do wojska swoich kolegów i znajomych. 3 marca 1918 roku państwa centralne (Cesarstwo Niemieckie, Austro-Węgry i ich sojusznicy) podpisały w Brześciu traktat pokojowy z bolszewicką Rosją.
Polacy odebrali go jako kolejny rozbiór Polski. W wyniku zawartych tam postanowień m.in. Chełms zczyzna i południowa część Podlasia zostały przekazane Ukrainie. Odpowiedzią na tę decyzję są protesty i demonstracje. W Krakowie wiele osób zostaje ciężko poturbowanych w starciach z jazdą węgierską. Józef Neuhüttler był także ranny,
przyłapany na zrywaniu orła austriackiego trafia do aresztu. Po wyjściu na wolność podejmuje ze zdwojoną siłą działalność w POW. Przyjmuje pseudonim Bogdanowicz i pełni służbę konspiracyjną, wywiadowczą oraz łącznikową. Kiedy organizacja zostaje zdemaskowana, ucieka do Kongresówki i przez pewien czas ukrywa się w różnych miejscach. Gdy nadarza się sprzyjający moment, 6 listopada 1918 roku wraca do Krakowa.
Melduje się w nowo sformułowanym pułku jazdy w Rakowicach. Przydzielony do Pierwszego Pułku Ułanów, 15 listopada wyjeżdża na front. Pod dowództwem rotmistrza Jabłońskiego bierze udział we wszystkich bitwach od zdobycia Przemyśla aż po Lwów.
Pod Lubieniem koło Lwowa jako meldunkowy sztab u gen. Zielińskiego zostaje ciężko ranny. Wydobyto go spod konia ze zgruchotaną nogą. Po zakończeniu działań wojennych formacja wojskowa, której był członkiem Józef Neuhüttler, weszła w skład 11 pułku Ułanów Legionowych pod patronatem Edwarda Rydza-Śmigłego, a on sam przez kilka następnych lat po odejściu z pułku pracował jako zarządca majątku gen. Wieniawy Długoszowskiego w Bobowej koło Krakowa. Ukończył w tym czasie szkołę rolniczą, ale późniejsze życie zawodowe związał jednak z fotografią. W 1931 roku Józef Neuhüttler przyjechał do Białegostoku i otworzył zakład Foto Film przy Rynku Kościuszki 13. Szybko zdobył uznanie w mieście. Był pierwszym fotografem, który robił zdjęcia w ruchu.
Po śmierci marszałka Piłsudskiego 12 maja 1935 roku, jako legionista uzyskał zezwolenie naczelnych władz wojskowych na wykonywanie zdjęć konduktu pogrzebowego z Warszawy do Krakowa na Wawel. – Starał się o to, bo chciał oddać hołd Marszałkowi i towa- rzyszyć w jego ostatniej drodze. Wcześniejszy jego życiorys miał zapewne duże znaczenie przy uzyskaniu pozwolenia - podkreśla pani Danuta. –Dzięki temu mógł być w samym centrum uroczystości. Pamiętam w naszym dom u rodzinnym takie zdjęcie, jak tatuś samotnie klęczy przy trumnie Marszałka. Fotografie z pogrzebu ukazały się w gazetach. Szczególnie wymowna jest zrobiona w zbliżeniu fotografia trumny z Józefem Piłsudskim leżącym za szklaną taflą. Na dole zdjęcia w gazecie wyraźny jest napis Foto-Film Białystok i nazwisko ojca.Józef Piłsudski był dla niego największym autorytetem – podkreśla pani Danuta.
Wychowywał mnie i moje dwie siostry w miłości i szacunku do Marszałka. W pierwszą rocznicę śmierci pojechaliśmy na cmentarz na Rossie do Wilna, gdzie jest grób Matki i serca Marszałka. Z dziecinnych lat pamiętam, jak ojciec uczył nas pieśni legionowych i powstańczych. Miał piękny głos, był tenorem, uwielbiał śpiewać. Rano, gdy wstawałyśmy, tatuś śpiewał Kiedy ranne wstają zorze, na Boże Narodzenie – kolędy, najbardziej lubił Bóg się rodzi. Legionista, piłsudczyk Józef Franciszek Neuhüttler zapisał piękną kartę w czasie II wojny światowej także w dziejach Białegostoku.
Działał w konspiracji i wysyłał paczki dla więźniów w Auschwitz. – W okresie okupacji niemieckiej w latach 1941 – 1944 ze względu na niemiecko brzmiące nazwisko tatuś był namawiany do podpisania listy volksdeutscha – mówi pani Danuta. - To był dla niego wielki cios. Był przecież Polakiem z krwi i kości, walczył o niepodległą Polskę. Początkowo tłumaczył, że nie posiada dokumentów potwierdzających rodowód, znajdują się one w Krakowie. Kiedy władze niemieckie zorientowały się, że nie ma zamiaru na spełnienie ich propozycji, nakazali zamknięcie zakładu fotograficznego w centrum miasta, a pozwolili jedynie na prowadzenie zakładu w Starosielcach. Po pewnym czasie wszyscy białostoccy fotografowie zostali przymusowo zatrudnieni w niem ieckim zakładzie fotograficznym Foto-Müller.
Wykonywano tam zdjęcia do dowodów osobistych wydawanych przez władze policyjne Polakom. – W tym zakładzie fotograficznym ja również pracowałam przymusowo, po ukończeniu 14 roku życia – opowiada Danuta Dawdo
Tatuś zaś, będąc tam zatrudnionym, nawiązał kontakt z AK i pomagał w wyrabianiu fałszywych dowodów osobistych dla osób ukrywających się przed okupantem. Na umówione hasło wykonywał swoim własnym aparatem zdjęcia z odpowiednim numerem. Dzięki temu pomógł wielu osobom.
Józef Neuh üttler zmarł 23 kwietnia 1960 roku. Zachowało się po nim wiele zdjęć dawnego Białegostoku, ale także prywatne, w tym jakże cenne dziś jego własne z bohaterskiej młodości. Pani Danuta pokazuje zdjęcie ojca w mundurze galowym 11 Pułku Ułanów Legionowych. Miał kolor chabrowy. Niestety mundur się nie zachował. – Kiedy w 1939 roku przyszli Sowieci, mamusia pocięła go i spaliła. Szablę wrzuciła do studni, a pistolet do podwórkowej ubikacji. Bała się. Życie było ważniejsze – wzdycha pani Danuta. – Gdyby NKWD trafiło na te pamiątki, zesłano by nas na Syberię. Jestem dumna ze swego ojca, z jego bohaterskich dokonań w walce o niepodległość Polski.
Ze względu na pamięć o nim uczestniczę w uroczystościach patriot ycznych. Byłam niedawno na spotkaniu z uczniami w Liceum nr 8. Pokazałam zdjęcie tatusia w mund urze legionisty. Kiedy powiedziałam, że wstępując do wojska, miał niespełna 17 lat, widziałam jakie wrażenie to na nich zrobiło.
Alicja Zielińska