piątek, 1 lutego 2019

Chcieliśmy tego pomnika, by nie chodzić pod pomnik Armii Radzieckiej



   Czesław Chociej i Andrzej Kicman opowiadają o genezie powstania Pomnika Bohaterów Ziemi Białostockiej. Twierdzą, że nie był wzniesiony ku czci utrwalaczy władzy ludowej, jak to dziś niektórzy przedstawiają.

Czesław Chociej był za PRL-u dyrektorem Narodowego Banku Polskiego w Białymstoku.

- Poproszono mnie do siedziby Zjednoczenia Budownictwa. Na zebraniu stawili się dyrektorzy trzech przedsiębiorstw budowlanych - na pewno Przedsiębiorstwa Budowlanego. Nazw dwóch pozostałych nie pamiętam. Niemniej właśnie wtedy po raz pierwszy usłyszałem o pomyśle postawienia w naszym mieście nowego pomnika - wspomina.

Twierdzi, że na spotkaniu usłyszał takie zdanie: „Bardzo przykro, że 1 maja czy 22 lipca (najważniejsze święto państwowe PRL - przyp. red.) musimy chodzić składać kwiaty pod pomnik wdzięczności Armii Radzieckiej na Plantach”.

- Wielu białostoczanom to nie pasowało - im również. Postanowili więc, że trzeba stworzyć pomnik, który ma być poświęcony ludziom, którzy ginęli za Białystok, ziemię białostocką. Na spotkaniu pokazali nawet szkic takiego pomnika - mówi Chociej.

Był na nim obecny również Andrzej Kicman, przewodniczący Zjednoczenia Budownictwa. Choć wiele ze szczegółów ówczesnych rozmów nie pamięta to twierdzi, że na pewno pomysł budowy pomnika podchwycił pierwszy sekretarz w Białymstoku Zdzisław Kurowski.

- By to młody człowiek o bardzo postępowym podejściu (w latach 1966-71 był przewodniczącym zarządu głównego Związku Młodzieży Wiejskiej - przyp. red.), który swą funkcję zaczął pełnić w 1972 roku. Z jego inicjatywy wybudowano wiele budynków, m.in. teatr lalek - podkreśla Kicman.

Zdzisława Kurowskiego chwali również Czesław Chociej. - Jak na ówczesne czasy był to człowiek nowatorski. Na pewno trudno go było uznać za zatwardziałego komunistę - wspomina.

Akt erekcyjny wmurowano w fundamenty pomnika 22 lipca 1974 roku. Sam pomnik odsłonięto rok później 18 października.

- Od tamtej pory podczas pochodów kwiaty były składane właśnie pod nowym pomnikiem. Wielu białostoczan uważało to za wielki sukces. Czuli ulgę, że że nie trzeba już chodzić pod pomnik wdzięczności Armii Radzieckiej - wspomina Czesław Chociej.

Czy jednak rzeczywiście od tego pochody nie odwiedzały pomnika na Plantach?

- Pewnie i ktoś tam chodził, ale ja pamiętam, że - jak większość - składałem kwiaty pod Pomnikiem Bohaterów Ziemi Białostockiej - podkreśla Chociej.

W 2011 roku na pomniku powieszono nielegalnie napisy „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Komitet, który to zrobił podkreślał, że pomnik postawiony był na cześć utrwalaczy władzy ludowej. Czyli tych, którzy mordowali - jak to się dziś określa - żołnierzy wyklętych.

- Ani inicjatorzy, ani mieszkańcy nie traktowali tego pomnika jako postawionego na cześć utrwalaczy. Zresztą na inskrypcji na leżącym obok głazie o żadnych utrwalaczach nigdy nie było mowy. Przypominam, że o Białystok polskie wojsko walczono też w 1939 roku. To był pomnik poświęcony również tym ludziom - podkreśla Chociej.

Faktem jest jednak, że wspomniana inskrypcja głosiła: „W hołdzie / Bohaterom ziemi białostockiej / Poległym w walce / O Polskę Ludową / Mieszkańcy Ziemi Białostockiej / Rok 1975”.

- A jaki napis można było za PRL dać na głazie, jak nie „Poległym w walce o Polskę Ludową”? Wtedy nie było innej Polski. Była Polska Ludowa - wyjaśnia Chociej.

Inicjatorzy wieszania na pomniku napisów mówią, że gdyby nie ich akcja sprzed siedmiu lat, to pomnik zostałby rozebrany w ramach ustawy dekomunizacyjnej.

- Bez przesady. Nie był to przecież pomnik Józefa Stalina czy Feliksa Dzierżyńskiego. Zawiązała się grupa zadziornych ludzi, którzy chcą pokazać, że tylko oni są prawdziwymi Polakami. Trudno traktować ich poważnie - podkreśla Chociej.


Tomasz Mikulicz