Cały ambaras z białostockimi zegarami rozpoczął się w październiku 1938 roku. A stało się to za przyczyną zegara zamontowanego wówczas na wieży kościoła ewangelickiego przy ulicy Warszawskiej. Zegar ten był na wskroś nowoczesny. Miał elektryczny napęd. Stał się wnet tematem krążącej po Białymstoku plotki. Powiadano, że to wcale nie zegar, ale szpiegowska radiostacja służąca do informowania niemieckiego wywiadu. Pogłoska ta padała na podatny grunt przygotowany przez ówczesnego pastora ewangelickiej gminy, Benno Kreatera. Jego antypolskie nastawienie znane było w całym mieście i nie przysparzało mu zwolenników.
Ale wracajmy do zegarów. W styczniu 1939 roku władze miejskie stwierdziły, że gdyby za Branickiego była elektryczność, to hetman z pewnością zamówiłby taki sam zegar, jaki ufundowali sobie ewangelicy. Był bowiem Branicki czuły na wszelkie nowości. Znane było jego polecenie, gdy w 1724 roku kazał kupić sobie w Warszawie odpowiedni czasomierz, "bo niepodobna być bez zegarka". Elektryczności nie było w XVIII wieku, ale gości zjeżdżających do białostockiego pałacu witał zegar na bramie. Niestety psuł się często.
W 1739 roku Branicki do jego kolejnej naprawy wezwał pewnego warszawskiego ślusarza. W 1749 roku przygotowując się do budowy nowej bramy wjazdowej zamówił hetman, tym razem u białostockiego majstra, nowy zegar. W Gdańsku zaś polecił odlać do niego dwa dzwony. Jeden wybijał godziny, a drugi dzielące je kwadranse.
Kolejny białostocki zegar, pochodzący zapewne też z fundacji Branickiego, znajdował się na wieży parafialnego kościoła. Do dziś, pod hełmem ją przykrywającym widoczne są zamurowane okrągłe otwory. To w nich niegdyś umieszczone były cyferblaty.
W 1790 roku i ten zegar zaczął szwankować. Władająca wówczas Białymstokiem Izabela Branicka wezwała na pomoc zegarmistrza warszawskiego, niejakiego Krukowskiego. Następny białostocki zegar pojawił się na ratuszowej wieży. W 1868 roku wykonał go "uczony zegarmistrz Trop".
To już były inne czasy. Nie trzeba było sprowadzać mędrków z Warszawy. Już bowiem w 1850 roku na Wasilkowskiej, wkrótce przemianowanej na Mikołajewską, czyli na Sienkiewicza, tuż przed mostem nad Białą, otworzył zakład zegarmistrzowski Baraks. To on pierwszy uzyskał w Białymstoku koncesję na sprzedaż słynnych szwajcarskich Omeg. Po nim swoje zakłady otworzyli Gotlib i Łapszyc. Sklep Łapszyca znajdował się przy ulicy Niemieckiej (Kilińskiego) w kamienicy Leona Zabłudowskiego.
Gotlib oprócz zegarków w swoim magazynie przy Lipowej, naprzeciw cerkwi, sprzedawał maszyny do szycia. Ba, był oficjalnym przedstawicielem wybornej firmy Singer. Był też pionierem w prowadzeniu salonu rowerowego. To właśnie od warsztatu mechanicznego Gotliba zaczęła swoją historię późniejsza fabryka Przyrządów i Uchwytów.
W sumie w ostatnim dziesięcioleciu XIX wieku w Białymstoku działało 5 zegarmistrzów. Żaden jednak nie miał smykałki do antyków. Tak więc do starego pałacowego zegara w latach 1880-1900 władze Instytutu Panien Szlacheckich, który mieścił się w pałacu, wzywały zegarmistrza z Grodna. Jego syn, po latach, gdy sprawa zegarów miejskich zainteresowała wszystkich, w 1937 roku opowiadał, że ojciec na dzwonach zamawianych do bramy widział datę - 1727. Nikt tego nie mógł już sprawdzić, bo dzwony w 1915 roku zarekwirowali Rosjanie i tyle je widziano. Zniknął też zegar z kościelnej wieży.Przypuszczalnie popsuty, został zdemontowany około 1900 roku gdy rozpoczęła się budowa neogotyckiej fary.
W dobrej kondycji trwał natomiast ratuszowy zegar. W 1916 roku okupujący Białystok Niemcy odwrócili nawet proporcje tej nazwy. To już nie był ratuszowy zegar, tylko zegarowy ratusz, a raczej zegarowa wieża - Uhr Thurm.
Tykały więc sobie te białostockie zegary, aż do tego wspomnianego stycznia 1939 roku. Magistrat postanowił wyrzucić zabytkowy mechanizm i zastąpić go nowym. W budżecie miejskim przewidziano na tę inwestycję 8 tysięcy złotych. Postanowiono przeprowadzić też "dokładne wyremontowanie zegara na wieży ratuszowej".
Zniweczyła wszystkie te plany historia, która miała się już wkrótce wydarzyć. Zegar "uczonego Tropa" zniknął wraz z ratuszem w 1940 roku za sprawą Sowietów. Znikł również zegar, sprawca całego zamieszania, z wieży kościoła św. Wojciecha. Elektrycznego napędu nie zastosowano też na pałacowej bramie. Dzięki temu zachowała nam się pamiątka po hetmanie, co to uważał, że bez zegarka żyć niepodobna.
Andrzej Lechowski