piątek, 18 sierpnia 2017

Krakowska była dość rozrywkową uliczką

  Pod koniec XIX w. najpiękniejszą kamienicę zbudował tu fabrykant Moes i to właśnie od jego nazwiska nazwano ulicę - Moesowską. Taka nazwa jest jeszcze za cara, na planie z 1910 roku. Ale już po odzyskaniu niepodległości polscy włodarze Białegostoku zmienili ją na Krakowską (1919). I taką mamy do dzisiaj. Nawet Niemcy za okupacji nie zmieniali jej zasadniczo, przez rok po prostu nosiła nazwę Krakauer.
  Ale ulica i gąszcz okolicznych zaułków słynął ze specyficznego rodzaju rozrywki. Tu właśnie był rewir prostytutek rozmaitego rodzaju: wokół Moesowskiej kamienicy, w której był wielki dom uciech. Tłoczyły się tu "ćmy nocne", "nocne motyle", "trujące kwiaty", "córy Koryntu", "Messaliny" (w wymyślaniu określeń prostytutek celowali zwłaszcza przedwojenni dziennikarze).
  Siecią domów schadzek pokryte było niemal całe miasto. Ale prym wiodła właśnie ul. Krakowska i pobliska Stołeczna, zatłoczone już wczesną nocą.
  Wedle białostockiego magistratu np. w 1925 roku zarejestrowane były w mieście 233 prostytutki, z czego zawodowych - 84, a dorabiających - 149.
Dodajmy, że na początku XX w. burdele nie były zakazane, po raz pierwszy zostały zamknięte w 1910 roku przez Rosjan, potem i magistrat próbował to czynić, ale lunapary zamykane w jednym miejscu odradzały się błyskawicznie w drugim.
  Nadzorować nierządnice starały się specjalne komisje sanitarno-obyczajowe. Prostytutki rejestrowano, a te, które się od tego uchylały, tropione były - często z miernym skutkiem - przez specjalnych agentów. Zawodowe otrzymywały specjalne książeczki zdrowia.
  Krakowska to krótka uliczka. Jak na niedużą uliczkę przystało, niewiele przed II wojną światową było też w niej stelefonizowanych mieszkań.
Telefony były u pięciu prywatnych osób (m.in. u Azji Jankiela, Aleksandra Zylberblatta i Heleny Golde) i w zaledwie dwóch instytucjach - warsztacie samochodowym i fabryce sukna. Tę ostatnią pod numerem 10 prowadziła trzyosobowa spółka: Kołodziański, Surawicz i Guldin. Telefon miał też jedyny na ulicy felczer - Goldberg Szloma (nr 5).
  W porównaniu do tętniącej życiem okolicznej Lipowej i św. Rocha, Krakowska wiodła dość spokojny żywot handlowy.
Pod nr 11 skórami handlował niejaki Czerter, pod "ósemką" śledzie sprzedawał Orlański, a watę - Lachow.
  Wiadomo jeszcze, że uliczka miała dwie kawiarnie, prowadzone przed dwie panie: lokal Babińskiej mieścił się pod "trójką", Kozińskiej - pod nr. 1.
Nieopodal, w okazałej kamienicy Moesowskiej (na rogu św. Rocha i Krakowskiej) był jeszcze jedna kawiarnia - rodziny Parasol. Dodajmy jeszcze do tego piwiarnie: Bartnowskiego (nr 15) i Zdzitowieckiego, a okaże się, że dawna Krakowska była dość rozrywkową uliczką.

Gazeta.pl