niedziela, 6 maja 2018

Bandzior Jankieczkie


   W lutym 1926 r. Dziennik Białostocki zamieścił na swoich łamach krótką notatkę: „Fałszywe 20-złotówki pojawiły się w Białymstoku. Mimo energicznych działań organów policyjnych nie wykryto dotychczas sprawców fałszowania banknotów. Radzimy dokładnie oglądać”. Tylko tyle. Niedługo potem wykluła się jednak z tej niepozornej informacji całkiem interesująca historia z Jankielem Rozengartenem, wspomnianym już w tej rubryce gangsterem chanajkowskim w roli
głównej.
  Na początku lipca 1926 r. Rozengarten, znany w pół- światku kryminalnym miasta pod przezwiskiem Jankieczkie
wszedł w posiadanie pliku fał- szywych 20-złotówek. Trudno byłoby pytać wytrawnego pasera skąd je wytrzasnął. Może
przegrał je w karty w jego nielegalnym kompleksie rozrwkowo-hazardowym któryś z klientów? A może odkupił jeza bezcen od fałszerzy likwidujących swój interes pod naciskiempolicji? W każdym razie trzeba było zamienić lipne pieniądze na prawdziwe.
  Jankieczkie miał na to swoje sposoby. Tym razem postanowił użyć... konia. Mechanizm operacji był prosty. Na jarmarku odbywającym się co i rusz w którymś z miasteczek województwa białostockiego trzeba było kupić od chłopa konia i zapłacić fałszywymi banknotami. Następnie znaleźć szybko chętnego, który odkupiłby dorodną klacz czy ogiera, za nieco mniejsze pieniądze, lecz za to autentyczne. Sztuczkę można było powtarzać wielokrotnie. Należało tylko uważać z wyborem
miejsca zakupu i zbycie zwierzęcia. Na szczęście jarmarków było mnóstwo.
  W lutym 1927 r. Jankiel Rozengarten wybrał się na świą teczną, handlową niedzielę w miejscowości Piaski, w powiecie wołkowyskim. Tam upatrzył konia, a raczej jego właściciela, Bronisława Bachura z Mostów. Po obowiązkowym targu o cenę stanęło na 240 złotych. Rozen - garten zaproponował wręczenie gotówki w jednej z bocznych uliczek. Chociaż Bachur wyglądał ofermowato, dostrzegł jednak, że żydowski kupiec wciska mu do garści podejrzanie nowiutkie 20-złotówki.    Zauważył też, że tamten ma ich znacznie więcej. Obudziło to jego zaniepokojenie. Kto z taką masą forsy kręci się po biednym miasteczku, nawet w jarmarczny dzień. Podniósł alarm. Jankieczkie nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Nie zdążył się wycofać, jak został przytrzymany za ręce przez tęgich parobczaków.
  Niebawem zjawił się policjant i zagarnął Rozen - gartena na posterunek. Epilog niefortunnej wyprawy chanajkowskiego bandziora na prowincję miał miejsce pół roku później w Wołkowysku. Odbyła się tam sesja wyjazdowa wydziału karnego Sądu Okręgowego z Grodna. Rozengarten do końca nie przyznawał się do podrabiania i rozprowadzania fałszywych banknotów. Twierdził z uporem, że trefne pieniądze otrzymał za konia, którego sprzedał wcześniej na tym samym jarmarku w Piaskach. Niestety, strażnicy w areszcie przejęli dwa grypsy Jankieczkie ze wskazówkami dla żony Racheli.
  Miała ona wyszukać dobrze prezentujących się świadków, którzy potwierdziliby jego słowa. Owe, nieporadnie sklecone zdania stały się ważnym dowodem przeciwko niewinności Rozengartena. Duże znaczenie miała także jego dotychczasowa kartoteka przestępcy, wypełniona kradzieżami, oszustwami, paserką i sutenerstwem.
  Ostatecznie sąd wlepił gangsterowi z Chanajek 4 lata ciężkiego więzienia. W tym samym czasie Sąd Okręgowy w Białymstoku także nie próżnował. Na jego wokandzie znalazł się sprawa grupki cwaniaków oskarżonych z art. 430 o puszczanie w obieg fałszywych dolarów. Byli to m.in. Boruch Lichcer, Judel Lis, Jochel Jenielew i Berek Lew. Ten ostatni znał się wyśmienicie z Jankielem Rozengartenem, gdyż całymi dniami przesiadywał w jego szulerni przy Orlańskiej. Lew, zwany przez chłopaków z ferajny „Kozą”, także z woli są- du trafił na 4 lata do „kozy”.

Włodzimierz Jarmolik