sobota, 19 sierpnia 2017

Cinkciarz

 
  W międzywojennym Białymstoku takiego osobnika nazywano bardziej zrozumiale  waluciarz .W połowie lat 20. byli konkurencją dla bankowych kantorów,które miały monopol na prowadzenie wymiany waluty.Waluty w Białymstoku było w tym czasie całkiem sporo.
  Dolary posiadali niezubożali do końca kryzysem  fabrykanci czy przedsiębiorczy kupcy.Liczne rodziny otrzymywały w dewizach pomoc od zagranicznych krewniaków.Głównym miejscem spekulacji waluciarzy była tzw.czarna giełda .Działało w niej kilka ok. 10-osobowych ekip, których szefowie ustalali między sobą czarnorynkowy kurs dolara czy złota. Klienci musieli się z tym godzić, mimo że ponosili straty.
  W styczniu 1922 r.płacono za 1 funta-12 tys.marek,za dolara-2850 mk.,za markę niem.-1625 mk.,za franka - 225 mk.,zaś za złotą 10-rublówkę aż 14 tys. mk. Macherzy z Giełdowej mieli też swoje filie przy dworcu , ul.Rocha,ul.Dąbrowskiego ,ul. Kupieckiej i Lipowej.
  Ważnym miejscem handlu dewizami innej grupki była cukiernia Metza przy ul. Sienkiewicza. W celu zdobycia towaru waluciarze białostoccy objeżdżali okoliczne miasteczka:Supraśl, Wasilków, Knyszyn, Sokółka. Skupowali tam dolary od rodzin emigrantów.
  Do 1924 r. potentatem na czarnej giełdzie był niejaki Horodyszcz. W jego kantorze bez licencji załatwiano największe transakcje walutowe. Dziesiątki jego agentów kursowało pomiędzy Białymstokiem a Warszawą, Gdańskiem czy Berlinem.
  Na manipulacjach walutowych Horodyszcz miał dorobić się kolosalnego majątku,zanim nie zainteresowała się nim policja.
Władze policyjne oczywiście dobrze wiedziały o istnieniu czarnego rynku.Co jakiś czas były przeprowadzane obławy.Otaczano wówczas szczelnie ul.Giełdową, Kupiecką czy Lipową. Przeszukiwano podejrzane sklepiki czy bramy. Wyniki były raczej słabe. W ręce policji wpadały zwykle małe płotki.
  Trzymający cały bank rezydowali w bezpiecznych miejscach.Na początku 1924 r.śledczy przeprowadziłi kolejny nalot na cukiernię Metza. Połów był jak  zwykle kiepski.U trzech waluciarzy znaleziono raptem 36 dolarów. Spisani handlarze zostali szybko zwolnieni.
  Nielegalny handel dolarami w Białymstoku trwał i w następnych latach. Głośna sprawa miała miejsce w 1937 r.Sierpniowego popołudnia,w bramie przy ul.Sienkiewicza 12, agenci w cywilu przyłapali na gorącym uczynku trzech waluciarzy.
  Byli to Gedali Braude z Warszawy, Bendet Lifszyc, białostocki czarnogiełdziarz z Rynku Kościuszki 16 i Stanisław Brzeziński z Wesołej 15. Mieli oni przy sobie 100 dolarów i blisko 700 złotych.
Braude został skazany na 6 miesięcy więzienia i 300 zł grzywny, Lifszyc - na 6 miesięcy i 200 zł grzywny i tylko Brzeziński uniknął kary.
  Na czarnej giełdzie trzeba było bardzo uważać,bo zdarzały się na niej oszustwa.W kwietniu 1922 r.Abram Sztejn kupił okazyjnie 150 dolarów w 50-dolarowych banknotach.Okazały się to tzw. wyskrobki. Do 5-dolarówek umiejętnie doklejono 0.No cóż,fortuna zerem, przepraszam kołem się toczy.

Włodzimierz Jarmolik