Czekał cierpliwie przed więzienną bramą, w tłumku innych odwiedzających. W tym czasie budynek więzienia opuszczała grupka więźniów politycznych, (komunistów), pod eskortą kilku policjantów. Udawali się oni do sądu na swój proces. Grajewski oburzył się na ten widok. Zaczął krzyczeć do skutych mężczyzn, aby stawili opór swoim prześladowcom, wyzywał funkcjonariuszy w mundurach od ostatnich, wreszcie zaczął podburzać tłum, ażeby razem odbić więźniów, rozkuć i przywrócić im wolność. Groźne pomruki ze strony zgromadzonych ludzi sprawiły, że policyjny konwój cofnął się za bezpieczna bramę.
W lipcu 1927 r. Rubin Grajewski stanął przed sądem. Odpowiadał ze 129 artykułu kk za podburzanie do zamieszek przeciwko legalnej władzy. Oskarżyciel, prokurator Wysocki żądał 3 lat więzienia. Obrońca, mecenas Tilleman domagał się uniewinnienia.
Ostatecznie złodziej - wichrzyciel Grajewski został skazany na 7 miesięcy bezwarunkowej odsiadki.
Podczas rozprawy wyszło na jaw, że tenże Rubin Grajewski był swego czasu członkiem MOPR, czyli Międzynarodowej Organizacji Pomocy Represjonowanym, powołanej do życia w 1922 r. z inicjatywy polskich komunistów chroniących się pod skrzydłami Sowietów. Teraz sam miał chyba nadzieję na tę czerwoną opiekę.
Wielkim protektorem chanajkowskich złodziejaszaków, mających polityczne ciągotki, był z pewnością niejaki Abram Lichtenbaum, w latach 20. sekretarz Związku Młodzieży Komunistycznej w Białymstoku. Mieszkał on przy ul. Orlańskiej 1, w samym środku zakazanej dzielnicy.
W sąsiedztwie znano go jako Abrama Pinkierta, zaś dla wtajemniczonych był towarzyszem Muszelem. W organizacji odpowiadał m. in. za druk i kolportaż odezw, wykorzystywanych podczas wystąpień antypaństwowych. Strzegł też archiwum partyjnego, pełnego broszur, ulotek i plakatów o wywrotowej treści. Do bliskich pomagierów towarzysza Muszela należał Aron Apkiewicz, z zawodu tkacz, z codziennej praktyki złodziej mieszkaniowy, zaś z przekonań miłośnik komunistycznych haseł.
Wiosną 1928 r. podpadł on białostockim władzom, kiedy na ul. Świętojańskiej manifestował głośno swoje niezadowolenie podczas przewożenia sądzonych właśnie komunistów, z więzienia do gmachu Sądu Okręgowego przy ul. Warszawskiej.
Jego emocjonalny występ nagrodzony został później przez tenże sąd pełnym rokiem więzienia. Innym zawodowym złodziejem, z którego pomocy chętnie korzystał komunista Muszel, był Jan Szeszok.
Ten odważny młodzian nadawał się do szczególnie ryzykownych akcji. Pod koniec lat 20. jego ulubioną rozrywką stało się... kino. Uczęszczał więc na liczne premiery, oglądał z zaciekawieniem pokazywane obrazy, a później znienacka rozrzucał wśród publiczności ulotki komunistyczne.
Wpadł w 1930 r. w kinie Polonia i tym samym załatwił sobie roczny pobyt w więziennej celi. Kiedy Szeszok wyszedł na wolność, jego komunistyczny znajomek z Orlańskiej trafił właśnie na dłużej za kratki.
Złodziej zajął się więc swoim ulubionymi włamaniami. Wpadł nocą 1933 r. gdy penetrował pomieszczenie redakcji Nowego Echa Białostockiego. Podczas procesu oskarżyciel dowodził , że musiała to być jakaś brudna, bolszewicka prowokacja. Szeszok wrócił znowu do ciupy z 2-letnim wyrokiem.
Kurier Poranny