środa, 1 listopada 2017
Ulica Brukowa 8
Ulica ta leżała w samym środku przestępczych Chanajek. Od sąsiadujących z nią ulic i zaułków wyróżniała się tym, że mieszkała przy niej spora grupka ludności nieżydowskiej. Ale na poziom uczynków niegodnych nie miało to wielkiego wpływu. Katolicka część Brukowej także słynęła ze swoich złodziejaszków i awanturniczych indywiduów, którym nieobce były wytrychy, łom czy nawet pistolet.
Brukowa ciągnęła się od Krakowskiej do Sosnowej. Liczyła sobie blisko 30 posesji. Szczególnie aktywni brukowce zamieszkiwali gdzieś w jej połowie. Wyróżniali się zwłaszcza lokatorzy domu nr 8. Oto najbardziej ciekawe egzemplarze.
Na pierwszym miejscu należy niewątpliwie wymienić Kazimierza Zabijakę. Nazwisko bardzo groźne, był on jednak tylko złodziejem sklepowym. Z dwoma koleżkami, Stanisławem Dąbrowskim i Władysławem Fiedorukiem wybijali nocną porą dziurę w ścianie upatrzonego obiektu i wynosili cały, często dosyć lichy towar. Wpadli w styczniu 1931 r. Zabijaka jako prowodyr dostał rok odsiadki.
Innym specjalistą od wszelakich kradzieży był pomieszkujący pod brukowską ósemką Kazimierz Galicki. On także miał swoich pomagierów. W 1933 r. wpadli oni na dwóch złodziejskich robotach. Najpierw włamali się do składu z narzędziami technicznymi. Wartość łupu wyniosła ponad tysiąc złotych. Parę tygodni później wpadli na kradzieży gotówki i biżuterii wartości blisko 200 zł. Poszkodowaną okazała się Wiktoria Ilonowicz. I ci brukowcy trafili za kratki.
Dalej należy wymienić potokarza Sobczaka, który w latach 20. okradał z powodzeniem chłopskie furmanki, zmierzające ul. Krakowską w kierunku Siennego Rynku i Kazimierza Daniłowicza, specjalizującego się w podbieraniu drobnych przedmiotów w małych zakładach rzemieślniczych. Upodobał on sobie zwłaszcza warsztaciki szewskie, no i 1934 r. wpadł na ul. Kalinowskiego z parą butów za pazuchą.
Szczególnego pecha miał w tymże samym roku Czesio Binczewski. Pewnej nocy opuścił swój pokoik przy Brukowej 8, udał się na ul. Sosnową pod parkan otaczający cmentarz prawosławny, przeskoczył go i zabrał się do zrywania owoców. Choć dozorca spał, za to czuwał jego pies. Czesio zanim zdołał umknąć przed groźną sobaką, został przez nią dotkliwie pogryziony. Oczywiście torba z jabłkami i gruszkami także przepadła.
W takim miejscu, jak Brukowa 8 nie mogło obyć się bez panienek lekkich obyczajów. Policjantom z IV komisariatu szczególnie dawała się we znaki Maria Nester. Ciągle składała zażalenia na swoich klientów, a to, że byli niewypłacalni, albo też, że okradali ją z gotówki i różnych przedmiotów. W sierpniu 1936 r. złożyła skargę na znanego, miejscowego awanturnika Wiktora Morawskiego, który nie tylko ją okradał, ale też groził jeszcze dotkliwym pobiciem. Na początku 1937 r. sprawa trafiła do Sądu Okręgowego. Ten uniewinnił Morawskiego od wydumanej przez prostytutkę kradzieży, lecz za pogróżki wlepił mu osiem miesięcy odsiadki.
Modelowym wzorem brukowca można uznać niewątpliwie niejakiego Jana Matejczyka. Jego sprawa trafiła na wokandę wiosną 1939 r. Historia wydawała się dosyć błaha. Otóż w grudniu poprzedniego roku Matejczyk z kompanem Stanisławem Olszyną zatrzymali na ul. Krakowskiej Stanisława Panasewicza i, demonstrując swoje muskuły, zabrali mu litr wódki, pęto kiełbasy i 16 zł gotówką. Przewód sądowy był jednak całkiem ciekawy. Okazało się bowiem, że Matejczyk jest recydywistą i ma już na swoim koncie aż 11 wyroków. W sumie uzbierało się 18 lat więzienia. Niektóre wyroki były łączne, ale i tak Matejczyk duży kawałek dorosłego życia spędził za murami więziennymi.
W ostatnim słowie oskarżony Matejczyk nie przyznał się do zarzucanego mu czynu. Jako główną sprawczynię swoich wszystkich wyroków wskazał ... ulicę Brukową, przy której na nieszczęście przyszło mu mieszkać. To wylęgarnia zła, dowodził. Sąd nie dał się przekonać. Niepoprawny Matejczyk dostał aż 6 lat. Ulica Brukowa została uniewinniona.
Włodzimierz Jarmolik