niedziela, 16 czerwca 2019
Konkurenci mennicy państwowej
Kiedy wiosną 1924 roku ówczesny premier rządu II RP Władysław Grabski, będący jednocześnie ministrem
skarbu, wprowadził w życie swoją reformę walutową, w rękach Polaków pojawiły się nie tylko nowe banknoty, ale również srebrny bilon - 1, 2, 5, i 10 złotówki.
W całym kraju od razu do dzieła przystąpili amatorzy podrabiania błyszczących pieniędzy. W przedwojennym Białymstoku owi domorośli mincerze stali się istnym utrapieniem miejscowych stróżów prawa.
W sklepikach i na bazarach co i rusz pojawiły się fałszywe monety,zwłaszcza te o niższych nominałach. Wyrabiane zwykle chałupniczym sposobem, nawet udane, trafiały do obiegu i psuły handlową atmosferę.
Nic dziwnego, że policja nadzwyczaj pilnie poszukiwaławszystkich nielegalnych konkurentów państwowego monopolu.
W drugiej połowie lat 20. znanym fałszerzom złotówek był na bruku białostockim niejaki Czesław Bruzdo. Kierował on kilkuosobową szajką, która do perfekcji doprowadziła kolportowanie podrobionych pieniędzy. W tłoczne dni targowe kupowano w wybranym sklepiku jakąś drobną rzecz, płacono fałszywką, a resztę dostawano prawdziwymi grosikami.
Jednak kupcy, zwłaszcza żydowscy, stali się z biegiem czasu bardziej czujni, oglądali podawane sobie monety z każdej strony i rozpoznawali trefne pieniądze. W końcu Bruzdo wpadłi poszedł na odsiadkę do więzienia przy Szosie Baranowickiej.
W 1932 rok białostocki wydział śledczy, mieszczący się przy ul. Warszawskiej 5, zaczął przyjmować częste
zgłoszenia o pojawieniu się w różnych punktach miasta dobrze podrobionych 1-złotówek. Posługiwali się nimi handlarze na Rybnym Rynku, trafiały się u dorożkarzy z postoju przy Rynku Kościuszki czy ul. Świętego Rocha, wydał nimi resztę nawet kelner od Ritza.
Agenci ustalili także, że fałszywki kursują nagminne wśród graczy odwiedzających nielegalne kasyna. Właśnie nalot na taki przybytek mieszczący się przy ul. Polskiej dał pożądany rezultat. Zatrzymano tam Zygmunta Osińskiego z ul. Łąkowej, robotnika z huty szkła i znaleziono przy nim garść podejrzanych monet. Osiński został aresztowany.
W kartotece policyjnej miał juz kilka spraw karnych. Rewizja w jego mieszkaniu ujawniła całkiem zgrabny warsztacik odlewniczy, zaś jego matka trzymała na przechowaniu woreczek z 60 sztukami fałszywego bilonu. Z wyroku Sądu Okręgowego Zygmunt Osiński trafił na dwa lata do więziennej celi.
W marcu został zatrzymany przez policję drobny złodziejaszek białostocki Jakub Ostropowicz. Rewizja jego zimowego palta wykazała obecność jedno - i dwuzłotowych monet wyraźnie sfałszowanych. Ostropowicz twierdził,
że znalazł je na Rynku Kościuszki, gdzie jako dozorca trudnił się zamiataniem okolic domu nr 30. Policjanci
oczywiście nie dali wiary.
I słusznie!. W domu delikwenta przy ul. Śledziowej wykryli kompletny warsztacik do wyrobu złotówek. Wtedy opryszek pękł i wszystko opowiedział. Okazał się, że Ostropowicz został pomagierem dwóch znanych hochsztaplerów białostockich – Józefa Urbanowicza i Władysława Malinowskiego, którym odnajmował do ich procederu swoje mieszkanie. Ci ostatni specjalizowali się w naciąganiu naiwnych ludzi na rozmaite kantmaszynki.
Tymrazem była to „mennica” do produkcji srebrnego bilonu. Oszuści szukali frajerów, zaś ich gospodarz skorzystał z okazji i sam wyprodukował parę monet i fatalnie się zasypał.
Rozprawa całej trójki odbyła się w sierpniu 19 37 r. przed Sądem okręgowym przy ul. Mickiewicza 5. Ostatecznie Urbanowicz i Malinowski dostali po 3 lata, zaś Ostropowicz o rok mniej. Zdziwiony był zwłaszcza
Urbanowicz, który już wcześniej ze podobne kanty zostałskazany przez sąd warszawski na 1,5 roku więzienia.
Temida białostocka okazała się surowsza. Cóż recydywa.
Włodzimierz Jarmolik