niedziela, 21 stycznia 2018
Skok na Orbis
Zuchwałych bandytów w międzywojennym Białymstoku nigdy nie brakowało. Szczególnie takich, którzy zazwyczaj nie rozstawali się z rewolwerem. Bez żadnych skrupułów strzelali nawet do policjantów.
Historia, którą chcemy tutaj opowiedzieć, rozegrała się pewnego wrześniowego dnia 1935 roku.
Jej miejscem było Biuro Podróży Orbis przy ul. Sienkiewicza 28. Około południa weszło do niego trzech młodzieńców w wieku 20 - 25 lat. Jeden z nich ulokował się przy drzwiach przejściowych jako obstawa. Dwaj pozostali zaś przeskoczyli drewnianą barierę, pistoletem sterroryzowali siedzącą za nią samotną kasjerkę Janinę Ostrowską. Biedna ofiara napadu została wnet związana i zakneblowana.
Po tych koniecznych dla siebie czynnościach bandyci zajęli się właściwą robotą, czyli kasą. Zabrali z niej paczkę banknotów oraz woreczek z bilonem - razem około 2 tysięcy zł polskich. Następnie sprawcy spokojnie i sprawnie opuścili lokal Orbisu. Cała akcja trwała niecałe pięć minut.
Po ucieczce bandytów kasjerka jakimś cudem zdołała uwolnić się z krępujących ją więzów i włączyć alarm. Do agencji turystycznej przybiegł natychmiast dozorca budynku, a zaraz potem sam kierownik biura - pan Menachem Wajnszel. Ten ostatni widząc co zaszło natychmiast wykręcił numer telefonu do Wydziału Śledczego.
Niebawem na miejscu przestępstwa pojawiła się ekipa białostockich wywiadowców policyjnych. Po przeprowadzeniu wstępnego śledztwa agenci rozpoczęli rewizje w różnych podejrzanych spelunkach na mieście. Na pierwszy ogień poszły oczywiście meliny w osławionych Chanajkach. Tutaj bowiem kryli się najczęściej złoczyńcy ze swoim łupem. Niestety operacja własna policji nie dała pożądanych rezultatów. Dlatego też policjanci z Wydziału Śledczego puścili w ruch siatkę swoich konfidentów w miejscowym światku przestępczym. Ci wypełnili zadanie szybko i skutecznie. Już po kilku dniach jeden z kapusiów doniósł, że uczestnicy napadu przy ul. Sienkiewcza 28 ukrywają się na zapleczu piwiarni przy ul. Jurowieckiej. Policja niezwłocznie udała się we wskazane miejsce, żeby sprawdzić wiarygodność informacji.
Dom przy ul. Jurowieckiej został szczelnie otoczony. Również obstawiono sąsiednie posesje. Kiedy kierownik białostockiego WŚ Czesław Hann - który osobiście przybył na podejrzane miejsce - dał znak, kilku funkcjonariuszy wkroczyło nagle do piwiarni.
Wewnątrz lokalu wywiadowcy zastali tylko właściciela - który na pobliskim komisariacie miał ustaloną, niezbyt pochlebną opinię, a także kilka panienek lekkich obyczajów, raczących się w kącie sali jakimś trunkiem. Na pytanie, czy nie ma innych gości, gospodarz dał zdecydowanie odmowną odpowiedź. Widząc zamknięte drzwi do innego pokoju, policjanci oczywiście zapytali, co tam się mieści. Bilardownia, odrzekł nieco zmieszany właściciel. Poproszony o otwarcie, długo szukał kluczy, przekonując cały czas, że tam jest brudno i ciemno. W końcu otworzył i szybko zniknął.
Policjanci weszli do środka i co zobaczyli? Wewnątrz, przy suto zastawionym stole siedziało dwóch mężczyzn i raczyło się wódką. Na widok policyjnych mundurów zerwali się oni z miejsc i niemal natychmiast wyciągnęli pistolety. Padły strzały. Wywiadowcy także byli dłużni. Jeden z bandytów został trafiony śmiertelnie w głowę, drugi zaś także zainkasował kilka kulek. Policjanci mogli mówić o prawdziwym szczęściu, żaden z nich nie został nawet lekko ranny.
W toku przeprowadzonego śledztwa ustalono, że zabitym na miejscu osobnikiem jest Jan Olszyna, brat właściciela piwiarni i znany w okolicach Jurowieckiej rozrabiacz i obibok. Drugim rewolwerowcem, który po przewiezieniu do szpitala św. Rocha także wkrótce zmarł, okazał się Wacław Majerski. Był to szczególnie groźny opryszek, za którym listy gończe krążyły po całej Polsce. Niedawno uciekł z więziennego konwoju i zadekował się w Białymstoku. Przy bandytach znaleziono część pieniędzy zrabowanych w agencji Orbisu przy ul. Sienkiewicza, a także kilka rewolwerów i całą masę nabojów. Gdyby obaj przestępcy nie byli mocno pijani, łatwa na pozór policyjna akcja, mogłaby się zamienić w potężną strzelaninę.
Włodzimierz Jarmolik