sobota, 6 października 2018
Fach miał w małym palcu
Jak Szanowni Czytelnicy tej rubryki mogli się już przekonać, wśród przedwojennych złodziei istniały liczne specjalizacje.
W całej II RP wiadomo było, że najlepsi kasiarze są rodem z Warszawy, Łódź ma wytrawnych speców od łomu i wytrycha, Wilno słynie ze swoich szopenfeldziarzy (złodziei sklepowych), zaś ze Lwowa pochodzą wszechobecni w całym kraju doliniarze.
A co na to ówczesny Białystok? Jeśli miałby się już kimś pochwalić, to także swoimi kieszonkowcami. Działali oni nie tylko na bruku białostockim, lecz wyjeżdżali na gościnne występy do stolicy, bywali w Krakowie, ocierali się nawet o Berlin czy Paryż.
Jednym z dużych autorytetów w chanajkowskiej ferajnie był niewątpliwie Abram Duczyński, znany jako Mejsze, wszechstronny złodziej z ul. Marmurowej. Swój doliniarski fach można rzec miał w małym palcu. Mejsze penetracją cudzych kieszeni zajął się jeszcze w latach 20. Złodziejskim sprytem robił wrażenie nawet na kieszonkowcach pamiętających czasy carskie. Uwijał się w tym czasie głównie wśród klienteli Siennego i Rybnego Rynku.
Co i rusz odzywał się tam rozpaczliwy krzyk jakiejś okradzionej handlarki czy paniusi robiącej zakupy. Doliniarz ma jednak tak długo fart, dopóki nie zostanie odnotowany w Urzędzie Śledczym, a jego fotografia nie trafi do albumu niepoprawnych przestępców.
Ten wątpliwy zaszczyt spotkał Abrama Duczyńskiego gdzieś na początku lat 30. Złapany na gorącym uczynku przez wywiadowcę policyjnego w cywilu zainkasował swój pierwszy półroczny wyrok. Zaraz potem przyszła druga odsiadka. Odtąd policja miała go już stale na oku.
Był recydywistą. Jedną z typowych dla Abrama Duczyńskiego kieszonkowych robótek odnotował w czerwcu 1935 r. Dziennik Białostocki: „3 bm. po południu nieznany sprawca skradł na Rynku Kościuszki Marzannie Kietkowskiej z kieszeni palta 20 zł.
Na skutek alarmu poszkodowanej znajdujący się w pobliżu Jan Kozak oświadczył jej, że widział złodzieja, że go pozna. Policjant wraz z owym świadkiem udał się do Wydziału Śledczego (Warszawska 6), gdzie po okazaniu albumu przestępców, Kozak rozpoznał notorycznego złodzieja Abrama Duczyńskiego, który na podstawie zeznań Kozaka osadzony został w więzieniu”. Mejsze miał jednak nie tylko smykałkę do kradzieży, ale też dobrego adwokata. Był nim mecenas Bronisław Gruszkiewicz, etatowy można rzec obrońca oprychów z Chanajek. Kiedy 26 czerwca przed Sądem Grodzkim odbyła się rozprawa doliniarza, pan mecenas „udowodnił alibi swojego klienta i wobec braku dowodów Duczyński został uniewinniony i sąd zarządził zwolnienie go z więzienia”.
W grudniu 1935 r. policja białostocka, zgodnie ze swoim zwyczajem, zrobiła przedświąteczną obławę na chanajkowskich złodziei i oszustów. Podczas wizytacji różnych melin policjanci trafili również na ul. Legionową, do mieszkania Josela Szczyrka. Znaleźli u niego podejrzaną pakę z konfekcją damską w środku. Według słów meliniarza trefny towar dostarczył mu niejaki Abram. To spowodowało, że nazajutrz posterunkowi z wszystkich czterech białostockich komisariatów doprowadzali na Warszawską 6 znanych złodziejaszków o tym imieniu. Był wśród nich oczywiście i nasz Abram Duczyński. Tym razem jego wizyta na policji nie trwała długo. Miał mocne alibi. Siedzieć poszedł za to jego kumpel z Chanajek – Abram Tyszlerman.
Dokładnie rok później, w pewne grudniowe popołudnie fartowny zdawałoby się złodziej z Marmurowej fatalnie się zasypał. Udawał pasażera na przystanku autobusów zamiejscowych usytuowanego przy Rynku Kościuszki. Gdy wsadził rękę do cudzej kieszeni, która okazała się własnością Bronisława Wróbla, burmistrza miasta Goniądza, został zdemaskowany. Przed Sądem Okręgowym zeznawało kilku wiarygodnych świadków. Mejsze trafił na 2,5 roku do celi szarego domu przy Szosie Baranowickiej.
Włodzimierz Jarmolik