sobota, 6 stycznia 2018

Człowiek błyskawica w hotelu Ritz

 

   Wielkim hitem początku wiosny 1925 roku było zapowiadane przybycie do Białegostoku wszechświatowej sławy artysty transformisty O. Marconiego, znanego jako człowiek-błyskawica.
 W przedwojennym Białymstoku wszystkie atrakcje podkasanej muzy odbywały się najczęściej w Ritzu. Nadawał on każdemu wydarzeniu szyk i rangę. Wielkim hitem początku wiosny 1925 roku było zapowiadane przybycie "wszechświatowej sławy artysty transformisty .
  Pomysłodawcą i kierownikiem całego przedsięwzięcia był Rączka. Panie zaś śpiewały wdzięczne i śmieszne kuplety. Ale gwiazdą programu był Marconi. Jego przybycie do Białegostoku "wzbudziło niepowszednie zainteresowanie". Transformatyzm tego artysty polegał na "odtwarzaniu galerii znakomitych kompozytorów".    Marconi przebierał się więc za Franciszka Liszta, Giuseppe Verdiego, Piotra Czajkowskiego, Antoniego Rubinsztejna, Ryszarda Wagnera, Wolfganga Amadeusza Mozarta czy Franza Suppe.
  Dzień w dzień od 25 marca o godzinie 9 wieczorem sala restauracji w Ritzu wypełniona była po brzegi. Najpierw podawano kolację, do której przygrywał "koncertowy kwintet muzyki". Pół godziny przed północą na scenę wychodził Rączka. Ze swadą objaśniał rządnej wrażeń publiczności co za chwilę będzie mogła zobaczyć. Gdy kończył, kwintet dawał tusz oparty na twórczości kompozytora, w którego właśnie miał się przeistoczyć Marconi. I wówczas z za kulisy w świetle prowadzącego reflektora wychodził człowiek - błyskawica.
   Ten artystyczny przydomek miał podkreślać z jaką szybkością transformista potrafił się przeistoczyć z figlarnego, dowcipnego Mozarta w chmurnego Wagnera. Jak ze stanu depresyjnego Czajkowskiego przeistaczał się w pewnego siebie, władczego Verdiego. Cały program ilustrowany muzyką trwał około godziny. Po nim ritzowi goście ruszali na parkiet. Rozpoczynał się dancing - serpentina. Nad ranem pełni wrażeń, wymęczeni, ale zadowoleni białostoczanie, mający przekonanie, że byli uczestnikami światowego wydarzenia zapadali w domowe pielesze.
  Wybrańcy, którym udało się zarezerwować stoliki na czwartkowy wieczór 26 marca mieli dodatkowa atrakcję. Tego dnia już od rana montowano w Ritzu "superocakcyjny aparat o 6 tempach". Był to najnowocześniejszy radioodbiornik. Zapewniano, że "daje pełną gwarancję, że zgromadzona publiczność usłyszy dźwięki głośno i wyraźnie". Pokazowi towarzyszył wykład pod oczywistym w tamtych latach tytułem "Co to jest Radio". Prezenterami tego angielskiego modelu byli inżynierowie Włodzimierz Topór i Aleksander Hildebrandt. Tego ostatniego przedstawiano jako syna znanego weterana 1863 roku. Tego wieczora program zaczynał się wcześniej.    Już o 19 goście zasiedli w restauracji i ze zdumieniem wsłuchiwali się w "produkcje radiofoniczne najlepszych stacji europejskich jak - Londynu - Rzymu - Berlinu - Zurychu". Panowała zgodna opinia, że radio "ulepszone, oczyszczone z niepotrzebnych szumów i czasami suchych trzasków otwiera olbrzymie pole do fantazji na temat ukształtowania się naszego życia za kilkanaście lat". Publiczność wdzięczna inżynierom za Wieczór Radio Koncertowy nagrodziła ich "zupełnie zasłużonymi i hucznymi oklaskami". Przy stolikach w trakcie kolacji w oczekiwaniu na występ Marconiego mówiono wyłącznie o 6 tempach superocakcyjnego aparatu.
   Niestety gościnne występy Marconiego w Białymstoku zbliżały się do końca. Ostatni wieczór odbył się 1 kwietnia 1925 roku. Transformista w finale przeszedł sam siebie. "Wykonał wspaniały wodewil Królowa Fokstrotów, sam jeden w 9 osobach - 50 zmian kostiumów". Wszystko odbywało się oczywiście w błyskawicznym tempie. Jak przystało na finał, Rączka też postarał się o coś wystrzałowego. Na afiszach pojawiła się zapowiedź, że "wykona po raz pierwszy w Białymstoku pieśni syberyjskiego zesłańca i pieśni katorgi". Mimo, że podobały się słuchaczom, to odczucia były mieszane. Po prostu publiczność nie transformerowała tak błyskawicznie jak Marconi i nie nadarzyła za zmianami nastrojów rozpiętych pomiędzy Królową Fokstrotów, a syberyjskim skazańcem.


Andrzej Lechowski