sobota, 16 września 2017

Zemsta za śmierć ojca

 

  W marcu 1933 r. przy ul. Orlańskiej doszło do samosądu. Syn zabitego głośnego przestępcy Jankiela Rozengartena - Połtyjer, postrzelił groźnie swoją ciotkę Małkę Gorfinkiel, żonę zabójcy swojego ojca. Wieść o tym, że syn nieżyjącego króla Chanajek staje przed sądem, zelektryzowała miejscowe podziemie.
  Salę rozpraw sądu okręgowego przy ul. Mickiewicza zapełniły tłumy hałaśliwej publiczności: panienki z domów publicznych prowadzonych przez obie powaśnione rodziny Rozengartenów i Gorfinkielów, złodzieje kieszonkowi, stali klienci sędziów śledczych i urzędu prokuratorskiego oraz mnóstwo innych podejrzanych typków.
  Przewodniczący rozprawie, wiceprezes sądu Tadeusz Giedroić z namaszczeniem odczytał akt oskarżenia. Połtyjer Rozengarten nie próbował nawet zaprzeczać. Wiedział, że fakty są przeciwko niemu. Poinstruowany przez adwokata Gruszkiewicza przedstawił ostatnią rozmowę z umierającym ojcem. Jankieczkie, jak nazywano króla rzezimieszków z Chanajek, czując zbliżającą się śmierć kazał przysiąc synowi, że dokona zemsty.
  Połtyjer opowiedział też, jak to Gorfinkiel, zadając ciosy nożem, wykrzykiwał słowa: To samo czeka całą twoją rodzinę! Rewolwer, z którego strzelał później do ciotki, Połtyjer również otrzymał od umierającego ojca. Wezwani na rozprawę świadkowie, poza poszkodowaną Gorfinkielową, nie mieli wiele do powiedzenia. Nikt nie chciał dostać nożem od chanajkowskich chojraków, koleżków oskarżonego. Niektórzy zmienili nawet swoje wcześniejsze zeznania, złożone w śledztwie.
  Ogólną wesołość na sali wzbudził rzeźnik, którego jatka mieściła się w pobliżu miejsca krwawej wendety. Przewodniczący sądu zwrócił uwagę, że mówi teraz co innego niż u sędziego śledczego. Ten zaś wyjaśnił z powagą, iż właśnie u pana śledczego był niedokładny, ponieważ w dniu przesłuchania nie mógł się skupić z powodu wielkiego zmartwienia. Jak się okazało, zmartwieniem tym była rewizja w jatce świadka i konfiskata mięsa z potajemnego uboju.
   Pod koniec rozprawy obrońca oskarżonego wystąpił z wnioskiem, ażeby jego klienta zbadał psychiatra. Sąd zgodził się na to i dwaj lekarze, biegli sądowi, wzięli Połtyjera w obroty. Niedługo potem ogłosili diagnozę: u oskarżonego brak co prawda oznak choroby psychicznej, jednak śmierć ojca mogła oddziałać na niego ujemnie. Po wypowiedzi lekarzy młody Rozengarten poweselał. Rozprawa zbliżała się do końca. Przyszła kolej na ostatnie wystąpienia prokuratora i obrońcy. Wszyscy wiedzieli z góry co powie prokurator: winien, wymierzyć najsurowszą karę!
  Znacznie bardziej urozmaicona była oracja mecenasa Gruszkiewicza. Powołał się on na haniebne warunki, w jakich przyszło żyć oskarżonemu, jego młody wiek i to, że działał pod wpływem silnego wzruszenia i żalu po zabitym ojcu. Obrońca domagał się zmiany kwalifikacji czynu, a przez to zmniejszenia kary. Po naradzie sędziowie ogłosili wyrok. Połtyjer skazany został na trzy lata więzienia za usiłowanie zabójstwa w stanie wzruszenia.
  Argumenty obrony wzięto więc pod uwagę. Nie chcąc nadużywać wyrozumiałości wymiaru sprawiedliwości, uradowany niskim wyrokiem, młodzian z Chanajek zrezygnował z przysługującej mu apelacji. O dziwo, również prokurator nie zapowiedział odwołania się od wyroku.
  Z wyroku niezbyt rada była tylko Małka Gorfinkielowa. Co prawda, jej prześladowca znalazł się za kratkami, jednak, jak gadano wśród wychodzącej z gmachu sądu publiki, z Ameryki wrócił ponoć starszy syn Rozengartena. Ktoś nawet słyszał, że wyrażał się o ciotce bardzo nieładnie.

Włodzimierz Jarmolik