czwartek, 22 lutego 2018
Klucze kontra wytrychy
Przedwojenni dozorcy dzielili się na dwie kategorie. Byli to dozorcy domowi, dbający o porządek i spokój wokół zwłaszcza zamożniejszych kamienic przy ulicach śródmiejskich i dozorcy zawodowi, pilnujący w nocy fabryk, instytucji publicznych, różnych zakładów i sklepów.
Jedni i drudzy mieli sporo do roboty. Ci pierwsi z ciągłym sprzątaniem swoich posesji, aby nie trafić do policyjnego protokołu i zainkasować grzywnę w sądzie grodzkim, drudzy zaś skuteczną ochronę powierzonych sobie obiektów przed różnej maści złodziejami. A chętnych na cudze, przede wszystkim kupieckie mienie, nad Białką nigdy nie brakowało. Poświadcza to jeszcze raz dobitnie poniższa historia.
Wielki kryzys gospodarczy dotarł również na ul. Sienkiewicza. Tutejsi handlowcy w dzień zarabiali coraz mniej, zaś nocną porą tracili jeszcze więcej na rzecz zuchwałych włamywaczy. Na początku 1934 r. narodził się w Białymstoku całkiem niegłupi pomysł. Powstała firma "Klucze", oferująca na korzystnych zasadach dozorców - strażników do wynajęcia. W celach zapewne li tylko marketingowych właściciel przedsięwzięcia oferował potencjalnym klientom polisy ubezpieczeniowe od różnych strat.
Z dostarczeniem odpowiednich dokumentów jednak się nie śpieszył. Liczni kupcy z ul. Sienkiewicza, zwłaszcza ci, stratni już w potyczkach z miejscowym światkiem przestępczym, skwapliwie skorzystali z usług "Kluczy". Niektórym wyszło to jednak niespecjalnie. Gdzieś późną wiosną wspomnianego powyżej roku zawiązała się w zaułkach Chanajek spółka złodziejska, która z uporem zaczęła nękać sklepy ochraniane przez dozorców z firmy "Klucze". Może był to przypadek, a może podjęte przez chanajkowskich mistrzów od łomu i wytrycha rzucone im wyzwanie. W każdym razie na ul. Sienkiewicza zaczęło się dużo dziać. Najpierw włamano się do sklepu artykułów galanterii papierniczej pod nr 22, należącego do Chaima Wajnsztedta.
Złodzieje odwiedzili go wieczorem, kiedy na ulicy trwał jeszcze duży ruch. Zakradli się do komórki obok sklepu, stąd zrobili otwór w ścianie i splądrowali wszystkie półki. Cały majdan załadowali na podstawiony furgon i tyle było ich widać. Dozorca - "klucznik", który w nocy obchodził swój rewir, niczego nie zauważył. Dopiero następnego dnia, kiedy do interesu zajrzał przypadkowo właściciel, kradzież wyszła na jaw. Policjanci z Wydziału Śledczego nie mieli tu nic do roboty. Innym razem pracownik firmy "Klucze" zauważył około północy, że w magazynie sukna przy Sienkiewicza 14 spółki Lipkies i Szczuczycki nie pali się lampka, pozostawiona, aby umożliwić obserwację sklepu z zewnątrz. Zaintrygowany, udał się do drugiego wejścia od strony podwórza i stwierdził, że drzwi są otwarte. Znowu do akcji wkroczyli agenci śledczy. Ustalili oni, że złodzieje weszli najpierw w dzień do sąsiedniego, pustego magazynu, a kiedy nastała sprzyjająca pora, wybili dziurę w ścianie i tą drogą wynieśli trzy czwarte towaru.
Szczytem zuchwałości szajki włamywaczy było to, co zrobili oni pod koniec miesiąca września. Jako cel wybrali składy manufaktury p. Słonia przy ul. Sienkiewicza 1. Najpierw dotarli na schody prowadzące do lokalu byłej Resursy Obywatelskiej, stąd wyłamali otwór do upatrzonego magazynu i wynieśli wprost na ul. Żydowską, towar wartości blisko 4 tys. zł. Nie zapomnieli też o futrze właściciela, które ten nieopatrznie zostawił w sklepie. I znowu, najęty dozorca z firmy "Klucze", nic a nic nie słyszał. Dopiero rano stwierdził skutki obecności rabusiów.
Po tych kradzieżach policja rzecz jasna zainteresowała się bliżej działalnością pechowej spółki ochroniarskiej. Dozorcom nie udowodniono jednak złej woli podczas wykonywania przez nich, licho zresztą, podjętych obowiązków. Okazało się, że sami kupcy narzucali niekiedy kandydatów na strażników. Chcąc ratować nadwątloną reputację, ci ostatni postanowili się uzbroić, aby mieć więcej szans w starciu z opryszkami. Jeden z nich, niejaki Józef Węgrzyk miał kupić za składkowe pieniądze rewolwery i naboje dla wszystkich. Niestety, powierzoną mu forsę przehulał i na wniosek kolegów sam trafił pod więzienny klucz.
Włodzimierz Jarmolik