sobota, 13 kwietnia 2019

Poprzerywana kariera wziętego sznifera

 

    W przedwojennym Białymstoku miejscowe bractwo spod znaku łomu i wytrycha uprawiało swój złodziejski procederna różne sposoby. Do mieszkań spokojnych obywateli, jak też lokali użyteczności publicznej dobierali się pospolici włamywacze za pomocą ciężkich narzędzi, bardziej wyrafinowani klawiszownicy preferujący wytrychy, jak też lipkarze, szukający
uchylonych okien.
  Jednak szczególne miejsce wśród tej masy fachmanów zajmowali tzw. szniferzy, czyli złodzieje nocni, którzy przy swojej robocie wykorzystywali głęboki sen okradanych ofiar. Ferajna białostocka miała kilka przednich specjalistów w tej dziedzinie. Jednym z nich był niewątpliwie Karol Gorbik, rocznik 1902.
  Oto jego krótkie, kryminalne dossier. Pierwszy kontakt Gorbika z wymiarem sprawiedliwości przypadł na rok 1921. Wówczas to niespełna 20-letni młodzian stanął prze Sądem Grodzkim i na krótko zagościł w więzieniu przy Szosie Baranowickiej. Do roku 1928 jeszcze pięciokrotnie trafiał w ręce policji i był przekazywany do dyspozycji prokuratora. Za kratki wędrował za różne kradzieże, nie zawsze popełnione na „sznifie”, ale było widać wyraźne, że najbardziej leżały mu właśnie nocne wyprawy
do domów nic nie przeczuwających mieszczuchów.
  Na początku marca 1928 r. Garbik, swoją ulubioną porą, odwiedził mieszkanie Stanisława Huptula przy ul. Modlińskiej 2. Wyniósł z niego różne klamoty na sumę blisko 1 tysiąca zł. Część skradzionych fantów policja znalazł u pasera Jana Ptaszyńskiego.
  W gmachu Sądu Okręgowego przy ul. Warszawskiej 63 i zainkasował kolejny wyrok – 2 lata pobytu w domu poprawy. Jednak wchodząca w życie amnestia skróciła amnestię o jedną trzecią. W więzieniu Gorbik zawarł znajomość z młodszym od siebie o kilka lat Zygmuntem Gryko, również złodziejem mieszkaniowym. Po wyjściu na wolność zaczęli działać razem. Pomagała im siostra Gorbika – Teresa, jako paserka, zaś informacji o bogatych białostoczanach dostarczała Eugenia Łukasiewiczówna, etatowa służąca.
  Ona też latem 1933 roku nadała złodziejom skok na mieszkanie swojego ostatniego pryncypała Hipolita Pragi. Szniferzy pofatygowali się pod wskazany adres w nocy z 8 na 9 lipca i mocno się obłowili. Lista strat przedstawionych policji przez poszkodowanego wyglądała następująco: 2 złote dewizki, 6 złotych pierścionków, 1 bursztynowa cygarnica, 12 platerowych łyżek, 6 belgijskich dukatów, a do tego jeszcze 1600 zł gotówki.
  Jakby tego było mało złodziejska parka jeszcze raz – we wrześniu odwiedziła Pragę. Tym razemstracił on tylko jeden złoty pierścionek i brylantową broszkę. Policja zaniepokojona wzrostem letnich kradzieży w mieście wzmogła czujność. Wiosna 1931 r. na skutek akcji agentów śledczych z ul. Warszawskiej spółka dwóch panów G. musiała ogłosić czasową upadłość. Gorbik i Gryko trafili bowiem do aresztu.
  W perspektywie mieli kolejny pobyt za kratkami. Rozprawa sądowa pracowitych szniferów i ich pomagierek odbyła się 13 czerwca 1931 rok. Sędziowie nie mieli wątpliwości, co do winy oskarżonych. Karol Gorbik skazany został na 4 lata więzienia, a Zygmunt Gryko zainkasował 3-letni wyrok. Obaj też stracili prawa obywatelskie na osiem lat. Z kolei Teresa Gorbikówna i Eugenia Łukaszewiczówna miały zagwarantowany rok paki.
  Dla zgromadzonej na rozprawie publiczności , składającej się głównie z przedstawicieli białostockiego półświatka, Gorbik dał specjalne przedstawienie. Jak zanotował sprawozdawca sądowy „Dziennika Białostockiego”: „dostał ataku konwulsyjnego i padł nieprzytomny”. Sędzia przerwał odczytywanie wyroku i wezwał obecnego na sali lekarza więziennego Andrijewskiego. Ten „udzielił skazanemu pomocy”. Jakby cwany blatniak jej rzeczywiście potrzebował.

Włodzimierz Jarmolik