wtorek, 24 października 2017

Policyjne porządki

 

   Jednym ze sposobów policyjnych w walce ze światkiem przestępczym w międzywojennym Białymstoku były obławy i rewizje przeprowadzane przez Urząd Śledczy i komisariaty policji w złodziejskich melinach i kryjówkach. Szczególną plagą w pierwszych latach niepodległej Polski był pospolity bandytyzm. W Białymstoku i w okolicy grasowały liczne szajki zbrojne, zdemoralizowane czasami wojennymi. Przeciwko nim właśnie ówczesny komendant policji Józef Kamala organizował regularne obławy, w których brali udział nie tylko posterunkowi i wywiadowcy policyjni, ale również grupy żandarmów i oddziały żołnierzy. W ten sposób rozbita została m.in. w 1921 roku groźna banda Antoniego Łukaszyńskiego, będąca postrachem podbiałostockich osad.
  W latach 20. a i później, obławy w mieście przeprowadzały zazwyczaj białostockie komisariaty. Szczególnie zapracowane były III i IV. Pierwszy z nich odpowiadał przede wszystkim za to, co działo się na Rybnym Rynku, drugiemu z kolei podlegały groźne zawsze Chanajki, Piaski i Skorupy. Podczas takich akcji do aresztu trafiało często po około 60 osobników, podejrzanych o niecne zamiary. Większość z nich szybko wypuszczano, w sieci pozostawały tylko grubsze ryby. Tak oto wiosną 1931 roku znalazł się w niej Icek Segał, ukrywający się w naszym mieście znany złodziej z Brześcia nad Bugiem.
  Swoją działkę w łapaniu, zwłaszcza przyjezdnych obwiesiów miał V komisariat, mieszczący się na dworcu kolejowym. Wiele energii poświęcał temu jego komendant Franciszek Pierso. Dzięki jego zorganizowanym patrolom wyłapywał on większość przybywających na gościnne występy złodziei, pociągowych rejzerów i podejrzanych włóczęgów.
  Policja miała kilka stałych terminów, w których przeprowadzała profilaktyczne czyszczenie miasta z potencjalnych złodziei i rozmaitych mętów. Były to dni przed świętami wielkanocnymi i bożonarodzeniowymi oraz przed czerwcowym, popularnym jarmarkiem na św. Jana. Wówczas to przybywało do miasta szczególnie dużo opryszków, zwłaszcza z Warszawy, a i miejscowi kieszonkowcy, tombakowi oszuści, loteryjni naciągacze czy szulerzy od trzech kart z utęsknieniem czekali na to świąteczne wydarzenie.
 

   Obławy odbywały się w dzień, ale zwłaszcza w nocy. Kiedy informacje o wzmożonej działalności przestępców były silnie udokumentowane, do akcji mobilizowano nawet 90 funkcjonariuszy policji. Tak była na przykład przed Wielkanocą 1935 roku. W mieście zauważono nadmierną gorliwość złodziejaszków sklepowych i hal targowych. Był to oczywiście dla wielu kanciarzy ważny punkt w ich sezonowej robocie. Szeroką obławę rozpoczęto o godzinie 21., a zakończono o 1. po północy. Kierowało nią dwóch doświadczonych oficerów Policji. W ręce władz trafiło 33 podejrzanych osobników, wygarniętych z chanajkowskich melin i brudnych spelunek w różnych dzielnicach Białegostoku. Byli wśród nich zarówno 17-letni Bolesław Szczygielski, jak też trzydziestoparoletnie małżeństwo Olgi i Eugeniusza Auerów. Tych ostatnich od dawna poszukiwała policja za wcześniejsze, brzydkie występki.
  Policyjne obławy przeprowadzano również po wyjątkowo zuchwałych rabunkach w mieście, jak też w pościgu za szczególnie groźnym kryminalistą. Tę pierwszą niech zilustruje wydarzenie z 1937 roku. Obrabowany został wówczas sklep jubilerski Mejłacha Zyskowicza przy ul. Sienkiewicza 3. Zginęło wiele cennych precjozów. Wydział śledczy zarządził natychmiast przeszukanie wszystkich znanych, złodziejskich adresów. Do aresztu trafili tak poważani na bruku białostockim włamywacze, jak: Nochim Abolewicz, Abram Duczyński, Icek Golsztein, Abram Kolew czy Władysław Paradowicz. Mieli jednak mocne alibi. Jak się wkrótce okazało, jubilera obrobili ich koledzy po fachu z miasta Wilna.
  W 1938 roku białostoccy policjanci urządzili dużą obławę na jednego, ale za to zatwardziałego bandytę, Władysława Szejdę. Uciekł on właśnie z więzienia w Łomży, gdzie odbywał długi wyrok. Za zbiegiem ruszył cały oddział mundurowych. Po wielogodzinnym pościgu po okolicznych lasach, a później poddaszach białostockich domów, Szejda trafił w końcu w ręce władz.

Włodzimierz Jarmolik